Dawno już tak dobrze się nie bawiłam przy lekturze – taka była moja ostatnia myśl po zakończeniu czytania tej powieści.Jej główna bohaterka, Joey, piękna i majętna, ma bogatą wyobraźnię, ale z pewnością nie aż taką, by pomyśleć, że jej małżonek Chaz podaruje jej na rocznicę ślubu prezent w postaci wypchnięcia za burtę luksusowego statku i pozostawienia na pewną śmierć w rojącym się od rekinów oceanie. Zbrodnia niecnego męża nie jest jednak tak doskonała, jak ten zaplanował - kobiecie udaje się przeżyć zamach, dzięki własnym umiejętnościom pływackim, odrobinie szczęścia, mnóstwu determinacji i wściekłości oraz drobnej pomocy z zewnątrz. Nie ujawniając światu swojego cudownego ocalenia pragnie odkryć motywy, które kierowały podłym małżonkiem i ukarać go za to, że chciał ją tak bezlitośnie i bez skrupułów pozbawić życia.
Intryga, która zaczęła się interesująco rozwijać już od pierwszych stron powieści, takim samym torem toczy się aż do końca.Historia lekka i takim też tonem opowiedziana, akcja osadzona w malowniczych pejzażach Florydy i tysiąc sposobów, by uprzykrzyć życie podłemu małżonkowi, żyjącemu w przeświadczeniu, że wszystkie jego brudne sekrety i sekreciki pochłonął ocean wraz z żoną, której obiecywał, że nie opuści jej aż do śmierci i tej części przysięgi małżeńskiej dotrzymał (bo dwie pozostałe, mówiące o miłości i wierności jakoś nie do końca do niego przemawiały, toteż traktował je po macoszemu). Żonie łatwiej „zza grobu” kierować swoim poczynaniami, ponieważ ma do dyspozycji brata i kilkoro wtajemniczonych przyjaciół, a mąż jest tchórzem, obibokiem i przekupnym materialistą, obdarzonym wprawdzie nieodpartym urokiem osobistym, ale także mizerną inteligencją.
Autor dzięki takiemu połączeniu gwarantuje nie tylko przednią rozrywkę, ale także sporo napięcia w wyczekiwaniu spektakularnego finału.