Trwa ładowanie...
recenzja
28-11-2013 13:36

Nie każda szkoła czarodziejstwa przypomina Hogwart

Nie każda szkoła czarodziejstwa przypomina HogwartŹródło: Inne
d158hmj
d158hmj

Niektóre, jak Szkolna Przystań w stanie Maine, do której trafia szesnastoletni Joseph McCauley, bardziej przypominają Shawshank albo szpital psychiatryczny z powieści Kena Keseya Lot nad kukułczym gniazdem. Seph (jak woli być nazywany) jest czarodziejem, a jego przybrana matka, Genevieve, była guślarką, czyli członkinią jednej z magicznych gildii służebnych. Ze zrozumiałych powodów nie darzyła kasty czarodziejów sympatią i choć wyjawiła chłopakowi naturę jego zdolności oraz nieco informacji o strukturze magicznego świata, nie umożliwiła mu szkolenia. A nieszkolony czarodziej jest jak bomba z opóźnionym zapłonem. Teraz przybrana matka nie żyje, a nieokiełznana moc Sepha coraz częściej powoduje rozmaite wypadki, które skutkują wyrzucaniem bohatera z kolejnych szkół. Ostatni „incydent”, w czasie letniego obozu w Toronto, ma wręcz tragiczne skutki i w rezultacie Seph ląduje we wspomnianej na wstępie Szkolnej Przystani, której dyrektor, Gregory Leicester, specjalizuje się w „trudnych przypadkach”. Szczególnie
interesują go podopieczni o magicznych uzdolnieniach, wobec których ma własne plany. A uzdolnienia Sepha okazują się wyjątkowe, podobnie jak jego opór przed zaproponowaną przez dyrektora „współpracą”. Pobyt w Szkolnej Przystani nie będzie w związku z tym dla chłopaka sielanką.

Drugi tom debiutanckiego cyklu Cindy Williams Chimy Kroniki Dziedziców wypada zdecydowanie lepiej niż pierwszy. Widać, że autorka nabyła pisarskiego doświadczenia. Tym razem potrafiła stworzyć o wiele ciekawszego i prawdziwszego bohatera, któremu łatwiej kibicować w jego dość beznadziejnej, ale poruszającej walce z wielokrotnie przewyższającym go pod względem magicznych umiejętności i życiowego doświadczenia Leicesterem. Druga powieść w cyklu jest o wiele mroczniejsza od Dziedzica wojowników, nie tylko ze względu na mentalne tortury, będące sekretem sukcesów wychowawczych Szkolnej Przystani. Dużo istotniejszą rolę odgrywają w Dziedzicu czarodziejów emocje bohaterów i ich psychika, całość jest o wiele bardziej nastrojowa.

Sama fabuła (poza przewidywalnym dla każdego poza protagonistą rozwiązaniem zagadki tożsamości jego rodziców, o których Seph sądził, że nie żyją) także jest o wiele lepiej skonstruowana. Po długiej, zajmującej połowę tomu sekwencji w szkole, która przekonująco motywuje tytułowego dziedzica czarodziejów do zemsty na dyrektorze, Seph trafia do znanego nam już miasteczka Trinity, gdzie ponownie spotykamy bohaterów znanych z Dziedzica Wojowników. Możemy też prześledzić konsekwencje wydarzeń z turnieju w Kruczym Jarze, które miały trwale zmienić porządek magicznej społeczności. Jak jednak łatwo się domyślić, czarodzieje nie są skłonni oddać wielowiekowego prymatu nad pozostałymi Wajdlotami bez walki. Ta walka dopiero się zaczyna.

Oczywiście, w dalszym ciągu nie brakuje tu korzystnych dla zaplanowanego przez autorkę biegu wydarzeń zbiegów okoliczności (jak na przykład unikatowe uzdolnienia sympatii Sepha - Madison), jednak całość historii jest na tyle wciągająca, że na takie drobne naciągnięcia fabularnego prawdopodobieństwa można bez problemu przymknąć oko. Choć Dziedzic czarodziejów nie jest przesadnie zaskakujący ani oryginalny, to jednak potrafi zaangażować czytelnika na tyle, by przyjemnie spędził przy lekturze kilka godzin (na osobną pochwałę zasługuje strona wydawnicza - tekst jest bezbłędny pod względem językowym, stanowiąc tym samym rzadki przykład idealnej pracy korektorki i redaktorki, a przekład Doroty Dziewońskiej czyta się wyjątkowo płynnie). Niewątpliwie Dziedzic czarodziejów to jedna z najlepszych - obok Karmazynowej korony - wydanych dotychczas w Polsce powieści Chimy.

d158hmj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d158hmj