Trwa ładowanie...
recenzja
12-12-2013 13:00

Nie graj tego więcej, Lavie

Nie graj tego więcej, LavieŹródło: "__wlasne
d3z59if
d3z59if

Nagrodzona World Fantasy Award 2012 i nominowana do wielu innych nagród, powieść izraelskiego pisarza Laviego Tidhara - Osama - ukazała się w sierpniu tego roku, w ramach serii Uczta Wyobraźni świętującego dwudziestolecie istnienia wydawnictwa MAG.

Jest ona w moim odbiorze klasycznym przykładem prozy, którą zgubił nadmiar autorskiej ambicji. Oto Tidhar miał Pomysł - sam w sobie ciekawy, ale dosyć prosty i z pewnością nie rewolucyjnie świeży w ramach gatunku. Atrakcyjny głównie poprzez swoją Problemowość. Uznał, że - mimo wyjątkowej aktualności poruszanego problemu, a może właśnie ze względu na nią - sam Pomysł to za mało. Potrzebna jest jeszcze Wyrafinowana Forma i Intertekstualna Gra. W założeniu, z chętnym do rozgrywki i oczarowanym zaproponowanymi zasadami zabawy czytelnikiem. Wówczas Pomysł, z głównej wartości utworu, zmieni się jedynie w wyjątkowo satysfakcjonującą wisienkę na torcie wielopiętrowego literackiego doświadczenia. Tylko że po drodze, od idei do wykonania, coś w dramatyczny sposób nie wyszło.

Śledząc otwarcie nawiązujące do utworów Chandlera i klasyków kina spod znaku noir tak fabułą, jak i klimatem, perypetie detektywa Joego, który ze swojego biura w Laosie wyrusza do Paryża, Londynu, Nowego Jorku i Kabulu, można umrzeć z nudów. Choć samo zlecenie - poszukiwanie tajemniczego Mike’a Longshotta, autora serii powieści o Osamie bin Ladenie, chętnie czytanych w świecie, w którym zamachy terrorystyczne stanowią wyłącznie fikcję literacką, początkowo istotnie intryguje. Jednak im więcej krótkich, rwanych na podobieństwo filmowych ujęć rozdziałów się przeczyta, tym bardziej zaciekawienie ustępuje irytacji. Bohater jest przeraźliwie wręcz szablonowy, wyprany z jakichkolwiek cech poza zamiłowaniem do alkoholu i papierosów (to akurat ma swoje uzasadnienie, które poznajemy w okolicach finału, ale zaangażowania się w jego wcześniejsze perypetie bynajmniej nie ułatwia). Noir bohaterem stoi. Gdy bohater jest cieniem, oparty na nim literacki konkstrukt, nawiązujący do czarnego kryminału, staje się
w najlepszym razie chwiejny. Autor zaś, żeby nam dodatkowo dołożyć, na każdym kroku się popisuje w stylu: uwaga, nawiązanie! Pub naprzeciwko palarni opium nazwałem Edwin Drood. Klaskaj, czytelniku!

Odmawiam oklasków. Pod koniec - niedługiej przecież - powieści byłam już tak znużona szarpaniną z tekstem, któremu w dodatku nie pomaga mocno wyrywkowa korekta i częsty brak przecinków w miejscach polską składnią wymaganych, że nawet ten z dawna obiecany fabularny fajerwerk przyjęłam obojętnie. Zresztą, w chwili ujawnienia był on już dość oczywisty. Wydaje mi się, że koncept Osamy sprawdziłby się o wiele lepiej w formie opowiadania. Rozciąganie zdecydowanie mu się nie przysłużyło.

Rzecz jasna, nie wykluczam, że komuś ta zabawa może przypaść do gustu, nawiązania mogą owego hipotetycznego odbiorcę oczarować, a rozwiązanie zagadki - zaskoczyć i zachwycić. Na potrzeby recenzji mam jednak do dyspozycji wyłącznie prywatne wrażenia i odczucia. Zgodnie z nimi, omawiana pozycja należy do najsłabszych, kompletnie pozbawionych wyrazu dań z Uczty Wyobraźni.

d3z59if
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3z59if