Monika jest zwyczajną dziewczyną z bloku obok. Z małego miasteczka. Z gimnazjum, z ostatniej klasy, w której wszystko jest już ustalone – wiadomo kto z kim pójdzie na komers, wiadomo, kto z kim się trzyma, kto się z kim przyjaźni, kto jest klasowym śmieszkiem, a kto jest osobą tonącą w książkach. W tej zastanej, poukładanej rzeczywistości wydarzają się dwie rzeczy. Po pierwsze umiera ojciec Moniki. Zostawia dwie bezradne kobiety – matkę, która podejmuje się dorywczych prac, by zapewnić córce jak najlepsze życie, buty na komers i błyszczyk. Ale najczęściej na błyszczyk nie starcza – starcza tylko na to, co wpada do garnka – czasem brakuje nawet na opłaty. I trzeba wybierać, czy zapłacić za wodę, czy za gaz. Zostawia też córkę - Monika jest stęskniona. Nie ma już ukochanego taty, z którym łączyła ją szczególna więź. Ale nie ma też stabilizacji, jaką im zapewniał. A spodnie Moniki coraz bardziej wytarte... Druga rzecz, która trzęsie tym mikrokosmosem, to pojawienie się w szkole Dominika – chłopaka z
Warszawy, który wygląda jak model, a do tego jego ciuchy są jak z modela. I są jeszcze randki, na które zaprasza do restauracji, w której deser kosztuje pięć dych.
Monika się nie zakochuje – zakochuje się jej najlepsza przyjaciółka Mrówa.I przepada – ale to nie tylko zwykłe zakochanie. To zmiana całego świata, bo od tej chwili Mrówa spotyka się z Dominikiem na piwie pod szkołą i bywa w wystawnych miejscach, na wystawnych obiadach. I od czasu do czasu jedzie z nim do Krakowa. A spodnie Moniki coraz bardziej wytarte...
To książka o wyborach. O tym, co jest ważne dla ludzi w wieku -nastu lat. Co powinno być cenne, a co jest cenne faktycznie. I to książka bardzo idealistyczna, mimo że przedstawia trochę zepsutą młodzież. Rzekłabym nawet, że zbyt idealistyczna. Bo jest w niej dyrektor, który siada z młodzieżą na podłodze i gadają o ich problemach. Bo jest wśród tej młodzieży brak przyzwolenia na handel używkami. Bo jest stanie za sobą murem i wyrzucenie z kręgu tego, który czyni zło. Wierzę, że są tacy dyrektorzy, ale pewnie w amerykańskich filmach. Wierzę, że nie każdy pochwala dilerów. Ale jakoś brak mi wiary, że kilkunastolatka sama wypowie im wojnę. A tym bardziej brak mi wiary, że cała klasa gimnazjalistów potrafi powiedzieć „nie” złu, chwycić się za ręce i żądać sprawiedliwości. To też chyba w amerykańskich filmach. Dodajmy, że melodramatach.
Sama postać Moniki jest piękna – to dziewczyna, dla której najbardziej liczy się dom. Która ponad swoje wytarte spodnie wyżej ceni możliwość spłaty długu w wodociągach. Która martwi się o dłonie mamy bardziej, niż o swoje. Która poproszona przez matkę o pomoc, nigdy nie odmawia. Wierzę, że są takie dziewczyny. Że dobro też się pałęta po świecie, ale nie uważam, żeby to była typowa nastolatka, z typowymi dla nastolatek problemami. Jej intencje są czyste, tak czyste, że aż stają się mało realne. Takie amerykańsko-filmowe...
Ta powieść miała ogromny potencjał – pomiędzy historią o bogatym Dominiku i biednej Monice, przewinęła się wątek dziadka Moniki, który opowiadał jej ciekawe historie, baśnie o łączności człowieka z ziemią; a także legenda o zakopanym skarbie. Te dwa okruchy mogły być perełkami tej książki – miałam na to nadzieję, gdy zaczęły błyszczeć wśród stron.Niestety szybko blask zgasł, okazało się, że to tombak, że autor zaciekawił mnie i zrezygnował.
Poza tym naszła mnie refleksja o tym, jak szybko ewoluuje język i jak inaczej dojrzewa młodzież. Moja edukacja miała miejsce wtedy, gdy nie było jeszcze podziału na podstawówkę i gimnazjum. Teraz to normalne – i komres na zakończenie szkoły to też zwyczajna rzecz. A oprócz tego mp3, telefony komórkowe, dopalacze i firmowe ciuchy. To chyba z tego nowego, innego dojrzewania, które ja obserwuję z pewną dozą przerażenia, rodzi się we mnie przekonanie, że tacy uczniowie jak ci przedstawieni w książce, raczej nie istnieją. Że pieniądze to mały bożek, że kod pin do telefonu zna więcej osób, niż telefon na pogotowie.
Ale rzecz, która uderza w tej powieści najbardziej to zbyt słodkie zakończenie.Takie zakończenia sprawiają, że książce nie można uwierzyć, że staje się tylko historią wyciągniętą z głowy autora, żeby zabawić czytelnika. W ten sposób nie można pozyskać empatii i ciężko o sympatię dla bohaterów. Czytelnik czuje się trochę oszukany – bo zawsze pragniemy dać się ponieść książce tak, aby wśród gimnazjalistów ze szkoły w sąsiedztwie szukać Moniki, Mrówki, Dominika. Tu ktoś każe nam zjadać papier w miejsce tortu. Miało być dobrze, a wyszło...