Trwa ładowanie...
recenzja
26 kwietnia 2010, 16:23

Nic nie krzyczy głośniej „samotność” niż dania zamawiane na wynos

Nic nie krzyczy głośniej „samotność” niż dania zamawiane na wynosŹródło: Inne
d1zsdt6
d1zsdt6

Robię się monotematyczna. Znowu wybrałam książkę o kobiecie, która ciągle szuka faceta (a więc jest raczej nieszczęśliwa w miłości), ma już swoje lata, a brak miłości fizycznej przekuwa na miłość do gotowania. I jedzenia. „Miłość, zdrada i spaghetti” jest kolejną ciepłą historią o Amerykance włoskiego pochodzenia, która zbliża się do 40., szuka ciągle tego jedynego, z którym mogłaby założyć rodzinę, a zamiast tego trafia na facetów, którzy wykorzystują i jej znajomości w branży. Bo nasza bohaterka est redaktorem i pomaga czasami wydawać książki innych ludzi. Do tego jest katoliczką i chodzi w miarę regularnie do kościoła, o czym raczej się nie przyznaje swoim partnerom. Do tego lubi gotować, a jej samopoczucie także odzwierciedla kuchnia czy zamawiane dania na wynos. Nawet w nowym mieszkaniu najważniejszą częścią, sercem „domu” jest kuchnia. Kraina, w której Giulia rządzi niepodzielnie i doskonale się odnajduje. Zarówno miłość, jak i nienawiść wyraża poprzez potrawy, które przygotowuje. Ach, zapomniałam:
bo oprócz historii kolejnych związków (z różnymi typowymi facetami), jest mnóstwo przepisów na rozmaite przepyszne dania. Nawet takie, jak „seder dla niewierzących”, „śniadanie zwycięzców” czy „pieczony kurczak a’la rynek nieruchomości”. Cieknie wam ślinka? Nie? A powinna. Przepisy są świetne, a Giulia krok po kroku opisuje, jak ugotować pastę, przygotować dania o włoskim pochodzeniu, które składniki można zmienić i gdzie w Nowym Jorku można kupić te mało spotykane. Kolejne nieudane związki doprowadzają do tego, że inteligentna kobieta dochodzi do wniosku, że lepiej dać sobie spokój z facetami, którzy są po prostu nieudacznikami życiowymi, lepiej się zająć tym, co lubi i co mogłaby robić. A lubi gotować i pisać. Dlatego potem my, czytelnicy, dostajemy taką książkę. Sama fabuła „fabularna” jest na tyle nieścisła, że odrobinę się pogubiłam, czy wydarzenia dzieliły od siebie dni czy miesiące. Bo lata były mało wiarygodne. Przepisy polecam, bo jest to główny powód, dla którego książka zostaje na półce (u mnie),
a nie znajdzie się w pudełku na podłodze. Czyli nobilitacja dla samej pozycji książkowej. Natomiast odpowiedź, czy warto, czy nie warto sobie nabyć, pozostawiam czytelnikom. Na pewno możecie się nauczyć gotować. Na pewno nie nauczycie się, jak żyć i wchodzić w kolejne związki. Czyli nieźle jak na lekką lekturę.

d1zsdt6
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1zsdt6

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj