Na pewno każdemu zdarzyło się na nudnej lekcji – na przykład biologii – malować mazakami w zeszycie najdziwniejsze kształty. Po czterdziestu pięciu minutach, w chwili, gdy dzwonek wyrwał nas z zamyślenia, okazywało się, że kolorowe flamastry bez naszej wiedzy, zamalowały całą stronę A4. Aleksandra i Daniel Mizielińscy uczynili z tego sztukę. Zaprzyjaźnili się z mazakami, podstępnie zyskali nad nimi władzę i wykorzystują je do własnych celów. A celem jest na przykład sprawienie, by biologia nie była nudna.
Rysują język, wątrobę i pęcherzyk żółciowy i wyjaśniają, jak to wszystko działa, co robi, a czego robić nie powinno.
Zaczyna się od talerza smakowitego makaronu z sosem na okładce.Ta książka to swoisty przewodnik dla makaronu – gdzie teraz, którędy, co trzeba koniecznie zobaczyć w środku w człowieku, a co ominąć. Kolejno usta, z językiem, przełyk... i tak dalej i tak dalej... no bo nie każdy zdaje sobie sprawę którędy idzie ten makaron i co dokładnie dzieje się z nim na każdym piętrze naszego wewnętrznego miasta. Mizielińscy nie dość, że zaglądają do środka, rozwierają dla nas wrota człowiecze i podążają za tym makaronem jak detektywi, to jeszcze wszystko wyrysowują – bawią się w taki kolorowy mikroskop i dzięki temu każdy może sprawdzić, jak wygląda dwunastnica i pęcherzyk żółciowy. Dzięki temu, że nie są to zdjęcia, wszystko wydaje się jeszcze ciekawsze.
Dodatkowym smaczkiem, szczególnie dla rodziców, którzy będą wraz z dzieckiem poznawać meandry makaronowej podróży, jest pan Borys. To postać z przymrużeniem oka, „słynny sportowiec, aktor i filantrop”, którego Mizielińscy umieścili jako modela w swojej książce – na nim zaznaczają w którym miejscu znajduje się jelito grube czy trzustka. Tak, żeby było wiadomo, jak dużo drogi jeszcze zostało i żeby można było sprawdzić, co boli, gdy boli – czy popularny brzuch to żołądek czy wątroba.
W książce są też liczne odsyłacze – gdy czytamy o trzustce na stronie 39 i wraz z nią jest rysunek dwunastnicy, to od razu zaznaczone jest, że o tejże dwunastnicy można przeczytać na stronie 26. Przejrzyście i prosto. Jak powtórka do klasówki. No i sam spis treści jest pomysłowy – przekrój przez człowieka pod kątem układu pokarmowego i na tym układzie zaznaczone strony, które odsyłają do danego narządu. Genialne w swojej prostocie!
Największą jednak zaletą tej książki jest garść ciekawostek, porozrzucanych po tekście, sprawiających, że co chwilę czytałam fragmenty mężowi i dumałam jak wspaniałym mechanizmem jest ludzkie ciało.
No bo czy nie jest fascynujące, że „kiedy jesteśmy zdenerwowani lub przestraszeni, nasz organizm wyłącza mniej potrzebne funkcje. W ten sposób oszczędza energię, którą możemy wykorzystać do walki, ucieczki albo innej ratującej życie czynności. Jedną z takich funkcji jest trawienie i produkowanie śliny. To dlatego, gdy się stresujemy, mamy sucho w ustach”. A „dlaczego gdy widzimy albo czujemy czyjeś wymioty to robi nam się niedobrze i chcemy wymiotować? Dawno temu przodkowie człowieka wspólnie jedli to, co razem upolowani. Jeśli jeden z nich zaczął wymiotować, to najprawdopodobniej pozostali też byli chorzy. Organizm nie czekał na pierwsze objawy, tylko na wszelki wypadek pozbywał się zatrutego pokarmu”. A producenci tanich landrynek wrzucają do torebek jeden smak, ale różne kolory, a mózg człowieka sam się oszukuje i znajduje różnice tam, gdzie ich brak – czerwony cukierek zawsze smakuje inaczej niż żółty...
A czy ktokolwiek, kto sięgnął po tę książkę, wiedział wcześniej, co to jest ciapak skawalony? Albo kiełbasiarz popękany? Ja nie miałam pojęcia. Okazało się, że istnieje coś takiego, jak bristolska skala uformowania stolca, która wyróżnia siedem rodzajów kupy i na jej podstawie można stwierdzić, czy człowiek jest chory...* Tak, wszystko kończy się na kupie.* Pewnie połowa rodziców, przeglądających tę książkę przez zakupem, odłoży ją z tego powodu z niesmakiem na półkę, a dziecku kupią w zamian bajki, albo komiks o superbohaterze, zapominając, że najciekawsze bajki są zawsze o człowieku i że najlepszy superbohater to ten, którym możemy zostać sami. Dzieci są ciekawsze świata, niż dorośli, bardziej na niego otwarte, bardziej chłonne. Póki nie wtłoczymy im do głowy, że kupa to wstydliwa sprawa, będą traktowały ją jako część układu pokarmowego i normalną sprawę. I pewnie z chęcią sprawdzą, który rodzaj kupy zrobiły. Albo czy po buraczkach będzie czerwona.
To specyficzna książka, z ilustracjami, których wartość estetyczna podlega dyskusji.Te obrazki mogą się albo podobać, albo nie. Ja mam w tej książce ulubione – wspaniałą jest jama ustna na wewnętrznej stronie okładki, albo jelita zajmujące calutkie dwie strony. Za innymi nie przepadam – nie podobają mi się ludzie i miś koala. Nie mniej jednak podziwiam pomysły Mizielińskich i ich odwagę w używaniu tak niepopularnych materiałów piśmienniczych. I jeśli ja, która co nieco wiem już o trawieniu (choć, jak się okazuje, dużo mniej niż myślałam), czytałam tę książkę z takim zajęciem, jak wielką frajdę będą miały dzieciaki, mogąc poznawać siebie od środka.