W stalinowskim okresie komunizmu sporą popularnością cieszyła się teza, iż nowe społeczeństwo wymagać będzie likwidacji instytucji rodziny. Gromady marksistowskich ideologów podejrzliwie patrzyły na małżeństwa, ponieważ nigdy nie było do końca wiadomo, w jakim duchu wychowywane w nich są dzieci. A jeśli rodzice cichcem sączą im do ucha niechęć do najlepszego z systemów, albo, co jeszcze gorsze, uczą samodzielnego myślenia? Odebranie dzieci rodzicom, by wychować naprawdę nowe społeczeństwo, było wielce kuszącą propozycją, ale niestety trudną organizacyjnie i poza Kambodżą komuniści nigdzie na masową skalę się do takiej inżynierii społecznej nie posunęli. A o tym, jakie to skuteczne niech świadczą afrykańskie armie dzieci (Liberia, Uganda, Kongo), które w bezduszny i bezrefleksyjny sposób dokonują przerażających zbrodni. Dehumanizacja w procesie wychowawczym jest o wiele prostsza, niż się wydaje tym, którzy wierzą w naturalną dobroć człowieka.
Komiks Czarcia morda jest historią takiego właśnie komunistycznego „janczara”, chłopca dotkniętego szpecącym go rozszczepem podniebienia, porzuconym w czasach ukraińskiego wielkiego głodu, przygarniętego przez chłopkę i wychowywanego przez biedną i okrutną rodzinę. Uciekając, trafia do sierocińca w Charkowie, a tam, jak każdy „inny” jest prześladowany przez rówieśników. Trwa to kilka lat, póki nie zostaje zwerbowany do NKWD i wysłany na szkolenie. I tu właściwie zaczyna się główna myśl fabuły komiksu. Jurij nie do końca jest człowiekiem – okrucieństwo domu dziecka i manipulacyjna indoktrynacja powodują próbę wyprania go ze zwyczajnej ludzkiej emocjonalności i duchowości. Okazuje się jednak, że jeden aspekt jest poza kontrolą formatorów – sny. Jurij znajduje z nich ukojenie, czasem też ma tą drogą prekognicje. Jeszcze podczas szkolenia nabiera podejrzeń, że jego świat jest niepełny i potrzebuje czegoś nieuchwytnego, aby go wypełnić. Nie znajduje tego w seksie (trudno mówić o miłości, gdy nigdy jej nie
zaznał), ale okazuje się, że jego szkolenie przebiega w starym klasztorze prawosławnym, dzięki jednemu z nauczycieli odkrywa surowo zakazane aspekty religijności. Po zakończeniu szkolenia Jurij zostaje agentem w Stanach Zjednoczonych, ma amerykańską tożsamość, pracuje na budowie, ma narzeczoną. Uśpiony, chłonie kulturę, w której przyszło mu pracować, i choć długo uwarunkowanie NKWD jest górą, stara się je przełamać religią i przyjaźnią.
Czarcia morda to dość ponury komiks o okrucieństwie niszczenia jednostek przez system, ich stygmatyzacji, okradania z pierwiastków duchowych ludzi stworzonych do kontaktów z Absolutem (autorzy nie trzymają przy tym strony żadnej z religii, Jurij oczywiście najpierw dotyka prawosławia, ale w jego przyjaciel Indianin „zaraża” go animizmem), wyprania z emocjonalności, okaleczania ludzi tak, aby nie mogli tworzyć normalnych relacji międzyludzkich, a jedynie czuli wdzięczność karmiącej ich ręce manipulatorów. Jurij jest postacią o bardzo odpornej psychice, jakoś sobie z tym radzi, pomimo wielkich kosztów, ale ilu słabszych zostało złamanych na zawsze. O ile fabuła jest dość ciekawa i przykuwająca uwagę, o tyle odbiór psuła warstwa plastyczna, nawet nie sam znośny, choć nie mistrzowski rysunek, ale paskudne kolory. Obrazowanie pokręconej psychiki Jurija głównie za pomocą żółci, brązów i brudnych zieleni zupełnie mi nie pasowało, sprawiało wrażenie prześwietlonego filmu. Miłośnicy ambitnego, trudnego, ale nie
pozbawionego dobrej i żwawej fabuły będą mocno usatysfakcjonowani.