Normą serii komiksowych jest opieranie ich fabuły na przygodach jednej wyrazistej postaci, od której najczęściej zyskuje tytuł cała seria. Z tych też powodów bohater stał się niejako znakiem firmowym popularnej sztuki komiksu. Stąd już samo zatytułowanie powstałego w 1977 r. albumu Historia bez bohatera zakrawało na swego rodzaju prowokację. Jej autorem był nie kto inny, ale sam Jean Van Hamme – mistrz i guru scenarzystów komiksowych rynku frankofońskiego. Wtedy jednak jego najsławniejsze tytuły („Thorgal", „Szninkiel", „XIII", „Largo Winch") były pieśnią przyszłości, do której drzwi otworzył mu m.in. wspomniany album. Realistyczne rysunki stworzył do niego klasyk francuskiego komiksu Dany. Dwadzieścia lat później obaj panowie znowu spotkali się przy wspólnej pracy. Jej owocem stał się album kontynuujący wątki obecne w Historii..., który twórcy zatytułowali... Dwadzieścia lat później. W polskim wydaniu obie opowieści zostały opublikowane w jednym tomie.
Nie dajmy się zwieść marketingowemu zagraniu z tytułem pierwszego albumu. Bo choć przedstawiona w nim historia rzeczywiście nie ma pojedynczego bohatera, to dzieje się tak tylko dlatego, że ma ich w sumie kilkunastu. Innymi słowy, mamy tutaj do czynienia z bohaterem zbiorowym. Są nim rozbitkowie – kilkoro członków załogi i kilkunastu pasażerów – którzy ocaleli z katastrofy samolotu w głębi amazońskiej dżungli. Prezentują oni całą galerię charakterów i postaw życiowych, pełen zestaw ludzkich motywów, emocji, namiętności. W obliczu ekstremalnej sytuacji, w której się znaleźli, wszystko to ujawnia się w ostrej i często gwałtownej formie. W małej, odizolowanej od świata i być może skazanej na zagładę grupce rozpoczyna się walka o dominację, dochodzi do prób narzucenia pozostałym swojego zdania, knucia intryg, a nawet morderstwa. W pewnym momencie wśród większości rozbitków rodzi się nadzieja na wydostanie z opresji. Powodowani nią, przystępują do wspólnego działania, bo tylko ono może dać pożądane rezultaty.
Po dwudziestu latach ci, którzy ocaleli z katastrofy, zaczynają ginąć w tajemniczych okolicznościach. Trop owych zbrodni wiedzie w przeszłość i zmusza kilkoro z bohaterów do wyruszenia na poszukiwania rozbitego samolotu. To przy resztkach maszyny mają się znajdować dokumenty, którymi interesują się służby specjalne Francji i Izraela – z jednej strony, a organizacja ukrywająca nazistów – z drugiej. Bohaterowie muszą zmierzyć się z demonami własnej przeszłości i z nie mniej groźnymi zagrożeniami dnia dzisiejszego.
Choć oba albumy opisują odmienne od siebie wydarzenia, mają podobną wymowę.A jest nią pochwała takich wartości, jak ludzka solidarność i wzajemna pomoc, szacunek wobec innych, współpraca przy podejmowaniu decyzji i wspólne działanie dla dobra całej społeczności. Dochodzą do tego cnoty osobiste, takie jak odwaga, poświęcenie, lojalność. W historiach Van Hamme'a to wszystko przeciwstawione zostaje przemocy, podłości, interesowności, głupocie, histerii, oddawaniu się rozpaczy i rezygnacji. I to, co w człowieku dobre i szlachetne wychodzi z tej konfrontacji zwycięsko. Choć oczywiście nie obywa się bez ofiar.
Obie opowieści charakteryzują się znakomicie skonstruowaną intrygą (co jest wszak wyróżnikiem dzieł Van Hamme'a), wciągającą i nieprzewidywalną, trzymającą w napięciu do ostatnich plansz dzięki umiejętnemu dozowaniu napięcia. Jak zwykle belgijski scenarzysta przy okazji prezentowania atrakcyjnej, przygodowej fabuły, rozgrywanej w egzotycznej scenerii, przemyca swój pogląd na świat, na człowieka i na człowieczeństwo. To drugie dno opowieści, poruszając wrażliwe struny w duszach czytelników, powoduje, że komiksy wychodzące spod pióra Van Hamme'a skłaniają do przemyśleń i refleksji, i na długo pozostają w pamięci. Dzięki tym walorom, niezależnie od tego jakie postacie są bohaterami jego opowieści, najważniejszym bohaterem jawi się sama opowiadana historia.