Dwukrotnie wypowiadał posłuszeństwo potężnemu rządowi Kanady i dwukrotnie przegrywał. Jego nazwiskiem straszono kanadyjskich polityków, zaś dla Metysów było synonimem odwagi i niezłomności.Louis Riel, legendarny przywódca Rebelii nad Rzeką Czerwoną i Rebelii Północno-Zachodniej to postać w Polsce niemal nieznana. Przybliżyć próbuje ją wydawnictwo Timof i Cisi Wspólnicy w intrygującym, ale i niełatwym, komiksie Chestera Browna.
Riel urodził się w 1844 roku, ale długo zapowiadało się, że będzie zwykłym Kanadyjczykiem - dzieckiem z pobożnej, katolickiej rodziny, kształcącym się na duchownego. Jego wiarą zachwiała jednak śmierć ojca, zaś po powrocie do rodzinnej Manitoby odnalazł się w roli lokalnego przywódcy. Charyzmatyczny i niezłomny, za wszelką cenę unikał przemocy, ale, gdy w 1869 roku Metysi zbuntowali się przeciwko władzom centralnym, podjął decyzję o zgładzeniu jednego z jeńców - Thomasa Scotta. Ta decyzja zaważyła na całym jego dalszym życiu i sprawiła, że po spacyfikowaniu rebelii musiał uciekać i ukrywać się w Stanach Zjednoczonych. Zyskał jednak tak dużą popularność, że trzykrotnie wybrano go do parlamentu kanadyjskiego, w którym, jako zbieg, nigdy nie zasiadł.
Do ojczyzny powrócił po 15 długich latach, by stanąć na czele kolejnej rebelii, tym razem nazwanej Północno-Zachodnią. Nie był już jednak tym samym człowiekiem - podczas wygnania przeżył załamanie nerwowe i oświecenie, powracał więc nie tylko jako bohater, ale i mesjasz. A do tego były pacjent szpitala dla obłąkanych. Swoich popleczników próbował natchnąć duchem świętym dmuchając im w usta, zakazywał im bezbożnych metod walki partyzanckiej, a sam był przekonany, że Bóg wyznaczył mu specjalną rolę i ochroni go od złego. Ale i tym razem poniósł klęskę. Drugą rebelię Riela rząd w Ottawie wykorzystał, by zjednoczyć kraj i sfinansować budowę transkontynentalnej linii kolejowej. Żołnierze, przywiezieni pociągiem (wbrew przesłankom wojskowym) na miejsce buntu pokonali ludzi Riela i pojmali go. Zawisł, po publicznym procesie, 16 listopada 1985 roku, wbrew woli francuskich mieszkańców Kanady ("Zostanie powieszony, choćby wszystkie psy szczekały na jego korzyść" miał ponoć powiedzieć premier John MacDonald)
.
Chester Brown znany jest polskiemu czytelnikowi dzięki kontrowersyjnym wyznaniom z albumu "Na własny koszt" , w którym opisywał swoje wieloletnie doświadczenia z prostytutkami. Komiks bulwersował nie tylko tematyką, ale i beznamiętnym podejściem zaprezentowanym przez Browna. Czytelnik otrzymywał wypraną z uczuć i emocji relację. Każdy dziewczyna była tu fachowo oceniona i drobiazgowo podsumowana, każdy stosunek przedstawiony "na zimno", zaś w posłowiu komiksu przeczytać można było wyrachowany traktat na temat pozytywnych stron legalizacji prostytucji i plusów tego zawodu.
Opowieść o Louisie Rielu oczywiście nie wzbudzi takich emocji, ale wszyscy, którzy czytali "Na własny koszt" od razu rozpoznają charakterystyczny styl Browna. Tu również trudno doszukiwać się emocji i nawet w najbardziej dramatycznych momentach, gdy Riel zmierza na szafot, Brown (a wraz z nim czytelnik) pozostaje niewzruszony. Dystans potęguje jeszcze charakterystyczny styl graficzny kanadyjskiego artysty. Opowiadając o autentycznym życiu i dramacie historycznych postaci, autor "Louisa Riela" stroni od realizmu. Rysowane przez niego postaci są uproszczone, obrysowane czystą, grubą linią. Jakby wprost wyjęte z przygodowych komiksów Hergé - belgijskiego mistrza komiksu. Odróżnia je od siebie zazwyczaj karykaturalne przerysowanie - Riel to "ten z fryzurą", John MacDonald ma wielki nos, a Gabriel Dumont na każdym kadrze wygląda jak prawdziwy traper.
To, w połączeniu z pustką przebijającą z kadrów (zwłaszcza w ostatniej, procesowej, części) i rzetelnymi przypisami sprawia, że czytając "Louisa Riela" trudno wyzbyć się dystansu. I zapomnieć, iż mamy do czynienia z suchą, świetnie udokumentowaną pracą historyczną. Której autor stawia przed sobą przede wszystkim misję edukacyjną. Czy takie naukowe podejście sprawdza się w powieści graficznej? Wydany w 2003 roku album był nominowany do dwóch nagród Eisnera, dwóch Ignatza i zgarnął trzy Harveya. Zachwycali się nim recenzenci wpływowych gazet "Time" i "Publishers Weekly". Ale nie zdziwi mnie, jeżeli jego odbiór w Polsce nie będzie aż tak entuzjastyczny.