Trwa ładowanie...
recenzja
16-03-2015 10:19

Najskrytsze sekrety alkowy

Najskrytsze sekrety alkowyŹródło: Inne
d3m1p5g
d3m1p5g

Wersal dziś jest tym, czym miał być zawsze: pomnikiem majestatu i chwały Francji. Cicho, spokojnie, przestrzennie, słychać tylko szepty przejętych turystów, pachną kwiaty pomarańczy w wielkich donicach. Armia pracowników dba o czystość i porządek w amfiladach reprezentacyjnych komnat wypełnionych pieczołowicie dobranymi dziełami sztuki, o kilometry woskowanych posadzek, o setki metrów kwadratowych kryształowych szyb w niekończących się galeriach, dziesiątki hektarów ogrodów, założeń parkowych i słynnych w całym świecie fontann. Wersal jest piękny, bo… martwy.

Niedawno Sofia Coppola próbowała go ożywić, zaludnić tłumem dworzan realizując w pałacu wersalskim „Marię Antoninę”. Wersal wydawał się tam prawdziwym rajem w wersji dla arystokratów, dosłodzonym jeszcze ciastkami od Ladurée’go i rozbrzmiewającym stukotem obcasików od Manolo Blahnika. Żyć, nie umierać.

William Ritchey Newton ukazuje Wersal, którego ani współczesny turysta, ani widz kinowy nie potrafiłby sobie nawet wyobrazić. Straszliwy, rojny ul, w którym setki ludzi próbują sobie wywalczyć, wybłagać, wykroić skrawek miejsca do życia. Dworzanin też człowiek, potrzebuje nie tylko bywać, błyszczeć, intrygować, ale czasem też coś zjeść, gdzieś się przespać, ogrzać zimą, ochłodzić latem, czasem się umyć (chociaż niekoniecznie), a przynajmniej skądś wziąć czystą koszulę, nie narażając życia i zdrowia udać się, hm… na stronę, i to, broń Boże, nie tam, gdzie sam król chadza piechotą.

Wersal zbudowany został jak perfekcyjna oprawa dla władcy, planując go, nie przewidziano zupełnie, że zamieszka w nim tak liczny dwór, i że królewska szkatuła zacznie świecić pustkami. Wielkie przestrzenie zaczęto szatkować przepierzeniami we wszystkie strony (też w pionie, tworząc prawie wszędzie antresole), powstał więc bezlik klitek pełnych żelaznych piecyków i nonszalancko wyprowadzanych z nich rur, opróżnianych chyłkiem nocników, ukrywanych po kątach podgrzewaczy do resztek z królewskiego stołu, chwiejących się ścian, zapadających podłóg, przeciągów poruszających przegniłymi ramami okiennymi i buszujących za boazerią hord myszy. Królewska łaska i niełaska nakręcała grę w komórki do wynajęcia, gdyż z każdym awansem czy degradacją łączyła się przeprowadzka, pociągająca za sobą całą serię kolejnych przeprowadzek, a na biurko odwiecznego jak sam pałac diuka de Noailles płynęła niekończąca się lawina papieru, skarg, próśb i błagań o remont albo zgodę na remont, o przydział kominków, mebli i luster z
królewskich magazynów. Diuk, którego czytelnik „Wersalu” będzie w miarę lektury coraz bardziej podziwiał, a może nawet lubił, okazał się mistrzem balansowania na linie, czyli utrzymywania pałacu w stanie prawie-prawie katastrofy budowlanej, a jego lokatorów w stanie ducha bliskim mieszkańcom bloku przy Alternatywy 4, a jednak w czasie, gdy zarządzał pałacem nie zdarzył się ani większy pożar, ani jakieś spektakularne osuwisko czy epidemia. Podwykonawcom zalegano z wynagrodzeniem zwykle nie dłużej, niż pięć lat, w czymś w rodzaju przetargów wybierając zwykle tych zamożniejszych, którzy byli w stanie jakoś przetrwać „zatory płatnicze”.

d3m1p5g

William R. Newton, amerykański historyk specjalizujący się w historii dworu francuskiego, pisząc tę książkę opierał się w pewnej mierze na pamiętnikach z epoki, ale przede wszystkim na zestawieniach wydatków budżetowych, inwentarzach mebli, dokumentacji budowlanej i korespondencji mieszkańców z Urzędem Budowli Królewskich. Powstał thriller architektoniczno-budowlany, który czyta się z wypiekami na policzkach, myśląc sobie o codziennie płaconej cenie za królewską łaskę i dworską karierę, a może nawet i o tym, o ileż wygodniej mieszkało się sześciu więźniom w przestronnej Bastylii.

d3m1p5g
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3m1p5g