Przed kilkoma laty Piotr Schmandt opublikował * Pruską zagadkę, mroczny kryminał o zbrodni może zbyt okrutnej, jak na Wejherowo, idylliczne miasteczko na Pomorzu u progu XX wieku. Jak się okazuje, demony zła mogą budzić się wszędzie, bo fabuła Pruskiej zagadki zainspirowana została rzeczywistym, podobnie krwawym zabójstwem nastoletniego chłopca, popełnionym w owym czasie w nieodległych Chojnicach. *Piotr Schmandt sugestywnie mroził czytelnikom krew, zmieniając Wejherowo w małe Breslau, w którym za koronkowymi firankami czaiły się upiory.
Można się było zatem spodziewać, że Wolne Miasto sportretowane w Gdańskim depozycie będzie ponurym miejscem, nad które nadciągają brunatne chmury, a pod rządami triumfujących nazistów nie daje się już normalnie żyć. Taki Gdańsk odmalowała niedawno Izabela Żukowska w powieści Teufel . Tu jest inaczej: bohaterów powieści Schmandta nadciągająca burza dziejowa skłania do tego, by żyć szybciej, marzyć odważniej, obstawiać wysoko i nie dbać o jutro. Urzędniczka Komisariatu Rządu marzy o bogatym mężu, żona bogatego męża o romantycznym kochanku, młodzieniec z dobrego domu romansuje ze skandynawską arystokratką, każdemu śnią się awanse i kariery, a tajemnicza femme fatale wodzi wszystkich za nos. Grę wywiadów prowadzą wytrawni gracze i zapijaczeni partacze, a gdy nie wiadomo, o co chodzi, nie chodzi wcale o politykę, a jak zwykle – o pieniądze. Bardzo duże pieniądze.
Przewrotna intryga, prowadzona z leciutkim przymrużeniem oka, przywodzi chwilami na myśl Pamiętnik pani Hanki Mostowicza, albo raczej któryś z salonowych odcinków „Stawki większej niż życie” – z całą urodą detali stroju i obyczaju, smakiem czekoladek „Lindy” i perlistymi bąbelkami szampana. Pełen uroku portret Gdańska, którego już nie ma.