Najbardziej szokujące obrazy w historii. Ich autorzy byli ekskomunikowani, a nawet trafiali za kratki
W mijającym roku na licytację oddano "niewidzialną" rzeźbę włoskiego artysty i, co ciekawe, znalazła ona nabywcę. Nieco wcześniej, w galerii w Miami, sprzedano za 120 tys. dol. banana. To właśnie tego typu sytuacje szokują dziś świat sztuki. A jak było dawniej?
Kiedyś najbardziej oburzały wyuzdana nagość, tajemnicze historie stojące za powstaniem obrazów czy obrazoburcze przedstawienia tradycyjnych motywów. "Nieobyczajne" dzieła nie trafiały na wystawy, a jeśli już im się to udało – szybko były z nich wyrzucane. Doprowadzały do fali krytyki, aresztowań, a nawet ekskomunik!
Nowe malarstwo Maneta
Małgorzata Czyńska w książce "Kobiety z obrazów. Nowe historie" tak pisze o trudnościach, jakie napotykał francuski impresjonista Édouard Manet:
"Autor niesławnych 'Olimpii' i 'Śniadania na trawie' już kilka lat wcześniej stał się skandalistą mimo woli. Sam był szczerze zdumiony szumem wokół jego osoby. Malował, opierając się na klasycznych zasadach, a że malował współczesne tematy? Jedynie takie go interesowały.
Sztuka jest zapisem życia – powiedział. Jego realizm szokował jednak współczesnych. Kiedy w 1867 r. żaden z jego obrazów nie został przyjęty na Salon, zorganizował własną wystawę, a w wydanym katalogu napisał słowa, które można uznać za manifest: 'Pan Manet ani nie miał zamiaru niszczyć dawnego malarstwa, ani tworzyć nowego. Po prostu chciał być sobą, a nie kimś innym'".
Co tak oburzającego prezentował na swoich płótnach Manet, że gorszył zwykłych Paryżan i marszandów? Ten prekursor impresjonizmu bulwersował, ponieważ przenosił klasyczne, mitologiczne motywy we współczesne sobie realia.
Naga nimfa z obrazu "Śniadanie na trawie" (1863) szokuje m.in. dlatego, że towarzyszący jej mężczyźni są kompletnie odziani. Pogrążeni w rozmowie i rozmyślaniach, zdają się wcale nie zwracać uwagi na swą obnażoną towarzyszkę i jeszcze jedną kobietę, zażywającą kąpieli na drugim planie. Panowie wykazali zatem obojętność całkiem odmienną od współczesnych Manetowi.
Koncept nie był niczym nowym – na początku XVI w. Tycjan (lub według innych badaczy Giorgione) namalował "Koncert wiejski", którego uczestniczki były nagie, a bohaterowie, a jakże – ubrani. Podobny motyw pojawił się także w "Sądzie Parysa" autorstwa Rubensa.
Dla mieszczańskiego Paryża dzieło Maneta było jednak niegustowne, źle namalowane (tak naprawdę artysta celowo zaburzył perspektywę), bezwstydne i wyzywające. W roku namalowania obraz został wystawiony w ramach tzw. salonu odrzuconych.
Była to wystawa, na którą trafiały dzieła zanegowane przez konserwatywny paryski salon. Mimo tych kontrowersji Manet nie zamierzał wcale dokonywać autocenzury. Jeszcze w tym samym roku namalował skandalizującą "Olimpię", igrając z konwencją tycjanowskiej Wenus.
Szał artysty
"Szał uniesień" Podkowińskiego został wystawiony w warszawskiej Zachęcie 18 marca 1894 r. Podobnie jak w przypadku "Śniadania na trawie" szokujący był nie sam fakt, że malarz ukazał nagą kobietę, a kontekst, w jakim to zrobił. Zgorszenie wzbudziło to, że modelka siedzi na rozszalałym koniu. Motyw dawał zarówno krytykom, jak i zwykłym zjadaczom chleba interpretacyjne pole do popisu.
Jedni skupiali się tylko i wyłącznie na erotycznej sferze dzieła, uważając je za imaginację nieopanowanego kobiecego pożądania. Inni dopatrywali się odniesień mitologicznych. Na salonach nie milkły też echa, że piękną blondynką tulącą się do zwierzęcia była Ewa Kotarbińska, w której malarz był nieszczęśliwie zakochany. Co prawda miała ona ciemne włosy, ale wiele osób dostrzegło podobieństwo rysów.
Oliwy do ognia dolało zachowanie Władysława Podkowińskiego w kwietniu 1894 r., tuż przed zakończeniem wystawy. Obraz, którego koncept powstawał przez wiele lat i kosztował artystę tyle pracy, nie znalazł nabywcy. To, że dzieło zobaczyło mnóstwo ludzi (w ciągu zaledwie pięciu tygodni aż 12 tys.), nie było dla malarza wystarczającym powodem do radości. Zjawił się w galerii, przystawił do obrazu schodki i… pociął imponujących rozmiarów malowidło nożem.
ZOBACZ TEŻ: Dobra luksusowe. Co trzeci bogaty Polak zamierza inwestować w dzieła sztuki
Fakt, że Podkowiński niszcząc "Szał" celował głównie w twarz i ciało bohaterki obrazu, dla wielu był potwierdzeniem, że chodziło o akt bezsilności wobec niespełnionego uczucia. Żona przyjaciela malarza, Miłosza Kotarbińskiego, była nieczuła na wyznania Podkowińskiego i odrzuciła jego awanse. Od tamtej pory artysta powoli wykańczał swe zdrowie, nie tylko celowo się przeziębiając, ale także prowadząc głodówki. Nic zatem dziwnego, że jego atak szału został przez wielu potraktowany jako przejaw załamania nerwowego.
Finalnie obraz został odrestaurowany (już po śmierci zaledwie 29-letniego Podkowińskiego) oraz zakupiony przez Feliksa Jasieńskiego, krytyka i kolekcjonera dzieł sztuki. W 1920 r. dzieło trafiło jako darowizna do Muzeum Narodowego w Krakowie, gdzie znajduje się do dziś.
Problemy z prawem Egona Schielego
Austriacki malarz Egon Schiele był jednym z tych twórców, których dzieła potraktowano całkowicie dosłownie. Skoro malował akty młodziutkich dziewcząt, musiał zachowywać się nieobyczajnie i być pedofilem. Tym razem nie była to druzgocąca opinia krytyków, a oficjalny wyrok sądu – w 1912 r. artysta spędził w areszcie prawie miesiąc.
Oskarżenia spadły na Schielego we względnie spokojnym dla niego okresie życia. Mieszkał wówczas ze swoją rudowłosą muzą Wally w miejscowości Neulengbach nieopodal Wiednia. Malarz stworzył tam pracownię, która przyciągnęła uwagę konserwatywnego, prowincjonalnego środowiska.
Tym razem nie chodziło o jedno konkretne dzieło, a o całokształt twórczości. Schiele tworzył odważne, pełne erotyzmu i fascynacji kobiecym ciałem rysunki, z których ponad sto uznano za dowody w sprawie.
Jak czytamy w książce Małgorzaty Czyńskiej "Kobiety z obrazów", nie chodziło tylko o nieobyczajny styl, ale także o podejrzenie wykorzystania seksualnego niepełnoletniej modelki:
"'Malarz uwiódł nieletnią!' – powtarzali między sobą zgorszeni mieszkańcy Neulengbach. 13 kwietnia 1912 r. do pracowni Schielego wkroczyło dwóch policjantów. Zarekwirowali część erotycznych rysunków i bez postawienia zarzutów zaprowadzili artystę do więzienia. Dopiero po kilku dniach sędzia oskarżył go o nierząd i uwiedzenie nieletniej."
24 dni odsiadki
Nieletnią była Tatjana von Mossig, córka mieszkającego w okolicy oficera, do której dotarły wieści o zamieszkaniu w miasteczku malarza i jego muzy. Para pozwoliła dziewczynie przenocować u siebie w domu, później rzekomo starając się o to, by wróciła do babki, do Wiednia, jednak było już za późno.
Egon starał się malować nawet po tym, gdy trafił do więzienia. Sędzia przedłużył mu wyrok (łącznie do 24 dni), argumentując, że dzieła znajdujące się w pracowni artysty to pornografia dostępna dla nieletnich. Sam malarz mówił, że wykonane przez niego rysunki stanowiły dla sądu jednoznaczny dowód, że wykorzystywał małe dziewczynki i celowo pokazywał dzieciom swoje prace (uznane za obsceniczne).
W artyście rosło ogromne rozgoryczenie, czuł, że jego sztuka jest całkowicie niezrozumiana, że erotyzm nie ujmuje jej jakości, nie jest niczym złym ani demoralizującym, a wręcz jest to częsty motyw (tu wymienił chociażby przykład Klimta). Wyrok interpretował jako zamach na wolność twórczą.
Inna Madonna
Madonna z dzieciątkiem to bez wątpienia jeden z częstszych motywów sztuki. Najstarsze znane dzieło uwieczniające Maryję i małego Chrystusa pochodzi już z III wieku naszej ery. Znajduje się ono w rzymskich katakumbach na północy miasta i przedstawia Matkę Boską karmiącą.
Przez stulecia artyści malarze tworzyli klasyczne wizerunki Maryi z dzieciątkiem. Giambattista Pittoni odmalował tę parę wraz z dwoma aniołami, Albrecht Dürer stworzył kameralną "Madonnę z Dzieciątkiem i gruszką", a także wersję z czyżykiem – tego typu "standardowe" przykłady z historii sztuki wyliczać można długo.
Nic zatem dziwnego, że krytycy i miłośnicy malarstwa, przyzwyczajeni do tak uładzonych wizerunków byli zszokowani, gdy w 1926 r. dadaista Max Ernst zaprezentował światu "Madonnę karcącą dzieciątko w obecności trzech świadków". Słynny przedstawiciel surrealizmu najpierw pokazał skandalizujący obraz w Paryżu, a później w mieście katedralnym – Kolonii.
W obu przypadkach Maryja wymierzająca klapsa nagiemu Jezuskowi wywołała oburzenie. Było to jedno z najdalszych możliwych odejść od matki troskliwej, karmiącej, czy nawet wyrażającej podziw dla Syna Bożego. Na obrazie Ernsta Matka Boska (mimo swego haniebnego czynu) wciąż ma na głowie aureolę, zaś ta należąca do jej syna leży już na ziemi. Tytułowi świadkowie ni to zerkają na rozgrywającą się scenę, ni to są całkowicie obojętni.
Nagroda, a nie kara
Również w przypadku tego skandalu wielkie znaczenie ma kontekst. W latach 20. minionego wieku bicie dzieci było powszechnie akceptowane. No chyba, że chodziło o małego, pulchnego Chrystusa. Za takie wyobrażenie musiała zostać wymierzona kara. Kolońską wystawę zamknięto, a artystę ekskomunikowano.
Dla antyklerykała, jakim był Ernst, ekskomunika stanowiła raczej nagrodę niż hańbę. Jedno jest pewne – skandal związany z obrazem przyniósł malarzowi oczekiwany rozgłos.