W kontekście ludzkiego organizmu i umysłu siła jest pojęciem względnym.Inaczej ją rozumie ten, kto wyciska setki kilogramów, mozolnie kształtując mięśnie swojego ciała, a inaczej ten, kto na treningu wykonuje tysiące powtórzeń pewnych ruchów, by ciału temu nadać niezwykłej sprawności i funkcjonalności. Jeszcze inaczej będzie pojmował siłę psycholog czy mędrzec, sytuując jej źródło w umyśle, uzależniając ją od woli i motywacji, a więc tych czynników, które możemy formować niekoniecznie na siłowni czy sali sportowej. Jak do tego zagadnienia podchodzi Marcin Przybyłek, twórca o wielu talentach i niezwykłych możliwościach, intelektualny detektyw z uporem dociekający natury świata i człowieka?
Oddając się lekturze jego cyklu powieściowego o gamedeku Torkilu Aymore, możemy dostrzec, jak ewoluuje pojmowanie siły w kontekście samego bohatera, a wraz z tym całokształt opisywanego uniwersum. Początkowo mieliśmy do czynienia z „miękką” siłą umysłu gierczanego detektywa, który prowadził intrygujące śledztwa w wirtualnych światach. Siła te przejawiała się w przenikliwości, bystrości i sprycie bohatera, tudzież umiejętności wyciągania właściwych wniosków z niepełnych przesłanek. Opowieści z udziałem Torkila miały formę kameralnych ludzkich dramatów, które niosły ze sobą szereg pytań natury psychologicznej, socjologicznej, filozoficznej, metafizycznej.
Z czasem – dzięki technologii i rozwojowi duchowemu – bohater zyskiwał kolejne niezwykłe moce umysłowe, a także zewnętrze atrybuty, mające odzwierciedlać jego siłę: nowe ciała, zbroje, broń, maszyny. Teren jego działania z miasta Warsaw City rozszerzył się na cały glob i okolice. W końcu Torkil został praktycznie nadczłowiekiem – niezwyciężonym wojownikiem imperialnej kasty Ranów, połączeniem najsilniejszego umysłu i najsilniejszego oręża mającego postać wielkiego robota, jako żywo przypominającego te z „Transformers” czy „Neon Genesis Evangelion”. Opowieści o przygodach bohatera ewoluowały zaś w pełną rozmachu space operę o kosmicznym zasięgu. Drobiazgowa kreacja świata przedstawionego oraz dynamiczna i urozmaicona bogatą batalistyką akcja dominuje w nich nad subtelnościami intrygi i psychologicznymi niuansami postaci.
Taki jest punkt wyjścia kolejnego etapu dziejów Torkila, który opisuje pierwsza część powieści Czas silnych istot. Gamedec, występujący w co najmniej pięciu wcieleniach, jest szlachetnym obywatelem Imperium, obejmującego 25 planet i władanego przez światłego Gorgona Nemezjusa Ezrę, którego w podejmowaniu jedynie słusznych decyzji wspomaga wgląd w światy równoległe. Imperator pragnie uczcić setną rocznicę powstania WayEmpire odbiciem dawno utraconej kolebki ludzkości. Obecnie Ziemia to miejsce skrajnie nieprzychylne, którego drapieżna fauna i flora nie są jednak największym problemem.Poważniejszy stanowi 17 miliardów Erthirów, potomków dawnych Ziemian zainfekowanych zabójczym wirusem cyfrowej Bestii. Jeszcze groźniejsi mogą okazać się Unithirowie, którzy po ucieczce z planety przyczaili się gdzieś w kosmosie, wyczekując dogodnego momentu do dokonania zemsty.
Wcielenia Torkila, które na co dzień dzielą czas pomiędzy służbę w imperialnej armii i życie rodzinno-klanowe, mają oczywiście ważną rolę do odegrania na pierwszej linii frontu.Z czasem prosta z założenia misja ulega licznym komplikacjom, z którymi musi sobie poradzić bohater, wykorzystując wszystkie aspekty swojej siły. Oprócz głównego wątku walki o Ziemię, pojawiają się też wątki poboczne, na tym etapie historii nie mające jeszcze szczególnego znaczenia. Należy jednak się spodziewać, że z czasem nabiorą właściwej wagi i niczym strzelba Czechowa „wystrzelą” w kolejnym tomie. Nadmierne rozmnożenie głównego bohatera nie ułatwia zorientowania się w fabularnych meandrach, zaś uzupełnienie narracji o elementy nie związane z jej głównym nurtem (m.in. wyjątki z rozmaitych archiwów, komunikatów medialnych i reklamowych) co prawda wzbogaca obraz opisywanego świata, spowalnia jednak rozwój akcji i prowadzi do jej fragmentaryzacji.
Ze względu na nagromadzenie detali, niektóre partie tekstu puchną niczym staroislandzka saga, w której każdej postaci przyporządkowane jest jej drzewo genealogiczne, a każdy ważniejszy przedmiot nosi skomplikowane i znaczące imię własne.Pisarz nie przekroczył jednak subtelnej granicy, za którą fabuła zostałaby zdominowana przez tego typu elementy, przenosząc dużą część informacji do liczącego 70 stron słownika i spisu postaci, zamieszczonego na końcu tomu. Zresztą w zależności od preferencji czytelniczych wskazane wyżej cechy prozy Przybyłka mogą zostać uznane za walory, umożliwiające bardziej dogłębne delektowanie się lekturą.
Niezależnie od tego, pierwsza księga Czasu silnych istot to fajerwerk twórczej wyobraźni autora, pełna rozmachu opowieść o „męskich” wartościach: walce, poświeceniu, honorze, przyjaźni, a w pewnej mierze także o poszukiwaniu Absolutu i związanych z tym pytaniach. To również opowieść o sile, która z jednej strony umożliwia duchowe wyzwolenie głoszone przez systemy religijne i filozoficzne Dalekiego Wschodu, z drugiej zaś strony– wykazuje pokrewieństwo z nietzscheiańską ideą nadczłowieka przekraczającego ograniczenia umysłu, ciała, norm moralnych i społecznych. Które pojmowanie siły zwycięży w kolejnej odsłonie cyklu o gamedeku, pozostaje jednak póki co zagadką.