Choć w wewnętrznej chronologii cyklu szererskiego stanowi ona tom pierwszy, Północną granicę przeczytałam jako ostatnią z wydanych dotąd książek osadzonych w świecie, w którym oprócz ludzi tajemnicza Szerń obdarzyła rozumem koty i sępy. Kiedy kilka lat temu pożyczałam od znajomej praktycznie już wówczas niedostępne w sklepach pierwsze wydanie cyklu, odradziła mi rozpoczynanie przygody z serią od pierwszego tomu. Teraz, po zapoznaniu się z nim dzięki wznowieniu Szereru, wiem, dlaczego. Dla czytelnika nieznającego mechaniki świata i zasad nim rządzących, główny wątek fantastyczny, koncentrujący się wokół zmagań dwóch wrogich potęg – Szerni i Aleru – pozostaje mocno niejasny, bo też i został zaledwie naszkicowany. Hasła takie jak Pasma, Wstęgi, przesunięcie, Przyjęci, nie zyskują tu szerszego wyjaśnienia. Obce, okaleczone twory przegranego boga – Złote i Srebrne Plemiona, wkraczają w obszar panowania Szerni, by przywrócić swemu stwórcy utraconą moc. Powieść powstała na bazie napisanych wcześniej opowiadań
i to widać – fabuła, choć po poprawkach obiektywnie tworząca logiczna całość, jest, jeśli można tak to ująć, mocno skondensowana, a bohaterowie mają zaledwie zalążki osobowości, które obiecują coś interesującego, ale nie otrzymują miejsca na wystarczający rozwój. Początkowo wydaje się, że głównym bohaterem będzie setnik Legii Armektańskiej Rawat, za sprawą przypadkowego kontaktu z mocą Aleru zaczynający rozumieć Srebrne Plemiona i naturę ich misji. Następnie na pierwszy plan wysuwa się jego bezpośredni przełożony, Ambegen, dla którego prawdziwa wojna po latach podjazdowej szarpaniny stanowi świetną okazję przyspieszenia wojskowej kariery. Oprócz ambicji komendant ma jeszcze jedną ważną cechę – autentyczne umiłowanie wojennego rzemiosła, które zjednuje mu przychylność armektańskiej bogini wojny, Arilory. Wiernie jej służy, a ona hojnie wynagradza swego raba rzeczą niemożliwą do przecenienia – wojennym szczęściem.
Północna granica, choć rzekomo opowiadająca o starciu decydującym o losach dwóch skrajnie odmiennych, niezdolnych do porozumienia światów, jest przede wszystkim opowieścią o wojsku. Służba wojskowa to w Cesarstwie Armektu prawdziwy los na loterii, przepustka do kariery i lepszego życia dla każdego, obojętnie, czy we wcześniejszym życiu był szlachcicem czy chłopem. Armia jest wręcz idealnie egalitarna – po wstąpieniu do niej wszyscy są żołnierzami, a o awansach i karierze nie decyduje pochodzenie, tylko rzeczywiste umiejętności. A przyjmowani są wyłącznie najlepsi, dlatego każde dziecko przyucza się do łuku. Dlatego kobiety, decydujące się odejść z armii po zajściu w ciążę, są prześladowane przez towarzyszki broni. Bo rodzić dzieci kobieta może zawsze, a zaciągając się do wojska sprawiła, że zabrakło miejsca dla innej dziewczyny, być może prostej chłopki marzącej o wolności, do której służba wojskowa stanowi w silnie kastowym społeczeństwie jedyną drogę. Ale obok zalet, jest też proza żołnierskiej
codzienności, szczególnie odczuwalna właśnie przy północnej granicy, gdzie, ze względu na bliskość Wstęg Aleru, walka wciąż się tli. Tam można szukać awansu, ale jest to najtrudniejsza służba na obszarze imperium, w granicach którego panuje Wieczny Pokój. Ten opis codzienności na walczącej placówce, choć dzięki językowi pozbawionemu ozdobników przekonujący, nie jest jednak szczególnie fascynujący. Przemarsze, patrole, zwiady, potyczki, problemy aprowizacyjne. Dopiero w drugiej połowie opowieści akcja nabiera tempa, ale i kluczowa konfrontacja z Alerem okazuje się niezbyt przekonująca, a wątek obcego boga nie otrzymuje jednoznacznego rozwiązania.
Podsumowując, gdybym nie znała następnych powieści cyklu, szczególnie Grombelardzkiej legendy i Pani Dobrego Znaku, po lekturze Północnej granicy raczej bym po nie zbyt szybko nie sięgnęła. Nie znaczy to, że powieść jest zła, ale jednak zdecydowanie najsłabsza ze wszystkich opowieści o Szererze. Nie jest też, co podkreślam z całą mocą, reprezentatywna dla cyklu, którego następne odsłony są o wiele lepsze. Dlatego – choć można się po lekturze nieco zrazić – nie warto pozwolić, by pozbawiło nas to możliwości zapoznania się z jednym z najlepszych polskich cykli fantasy, którego wznowienie było bardzo potrzebne. Nowa szata graficzna jest moim zdaniem dużo korzystniejsza – niby drobiazg, ale przecież istotny. Warto odwiedzić Szerer, w którym są o wiele ciekawsze miejsca niż północna granica.