„Strange Years. Jesień” cierpi na chorobę większości pierwszych tomów większej całości – budzi zainteresowanie czytelnika, ale kończy się zbyt szybko, pozostawiając go z uczuciem niedosytu. Trudno więc wyrokować dziś, czy będzie to udana seria. Na pewno można powiedzieć dwie rzeczy. Pomysł Artura Kurasińskiego ma w sobie spory potencjał, a Michał Śledziński ilustrujący historię wymyśloną przez kogoś innego radzi sobie równie dobrze, co z własnymi pomysłami.
Punkt wyjścia jest prosty. Oto zamachy z 11 września 2001 roku były zaledwie wstępem do realizacji większego planu. Uwzględniającego nie tylko samoloty pasażerskie wbijające się w wieże World Trade Center, ale i detonacje brudnych bomb w miastach na całym świecie. Jego zrealizowanie doprowadziło do upadku cywilizacji i narodzin świata wprost z utworów postapokaliptycznych – pełnego anarchii, bezprawia, radioaktywnych pustyń zamieszkanych przez mutanty i odizolowanych, dobrze chronionych osiedli broniących się przed złem zza murów.
Głównymi bohaterami są Elvis i Reuben, przerzucający się złośliwościami bracia-kurierzy, którzy po ruinach cywilizacji poruszają się na rowerach. Wyruszając w kolejną rutynową trasę nie spodziewają się (oczywiście), że zakończy się ona zaskakującym spotkaniem. Ale z kim w zasadzie się spotkali i co z tego spotkania wyniknie – tego się już z „Jesieni” nie dowiemy, bowiem historia urywa się, zanim na dobre zdąży się rozpędzić.
Pomysłodawcą serii „Strange Years” jest Artur Kurasiński, jeżeli jednak wierzyć stopce umieszczonej w komiksie Śledziński jest zarówno scenarzystą, jak i rysownikiem. Nic więc dziwnego, że pierwszy tom tętni charakterystycznymi dla bydgoskiego rysownika energią i poczuciem humoru. Nawet te kadry, na których nic się nie dzieje zdają się rozedrgane, jakby wypełniał je ruch. Elvis i Reuben rozmawiają ze sobą z charakterystycznym dla dialogów Śledzińskiego luzem. Zaś nawet najstraszniejsze monstra pustyni budzą w czytelniku rozbawienie.
Miejscami można wręcz odnieść wrażenie, że oto autorowi „Osiedla Swoboda” i (wciąż niedokończonego) „Na szybko spisane” udało się w końcu ujarzmić młodzieńcze pomysły i zaproponował fanom sfabularyzowaną wersję rysunkowych żartów z nieodżałowanego „Secret Service” i „K4 Kompendium”. Podobnie, jak w tamtych krótkich dowcipach i tutaj jest jednocześnie zabawnie, makabrycznie, dziwacznie (dzieci bawią się w „gazowanie” kota w piekarniku) i bardzo popkulturowo.
Śledzińskiemu, wychowanemu na przełomie lat 80. i 90. miłośnikowi gier, komiksów, seriali i kultury masowej, doskonale pasuje konwencja post-apokalipsy. Owszem, nawet średnio oczytany odbiorca znajdzie w „Jesieni” cała masę wątków z innych utworów, ale nie doświadczy przy lekturze przykrego wrażenia deja vu. Świadomy korzeni swojej historii autor doskonale zdaje sobie sprawę, iż cytuje pomysły innych i nie popada w egzaltację. Rysując mutanty i pustynie porozumiewawczo mruga okiem. Jakby pytając łobuzersko: „a ten rekwizyt kojarzysz?” Urwana i zbyt krótka „Jesień” nie jest więc może wymarzonym wstępem do nowej historii, ale świetnie sprawdza się, jako przystawka mająca narobić apetytu na więcej.