Na scenę wkroczył był fascynujący wampir i przepiękna dziewica. Powiało schematem
Wydawca na okładce porównuje autorkę - Chelsea Quinn Yarbro do Anne Rice. Tyle, że nie wszystko, co powstaje na temat wampirów jest jakości Wywiadu z wampirem. Szkoda, że cechy wspólne Hotelu Transylvania i wspomnianej wyżej powieści ograniczają się w gruncie rzeczy do wampirzej tematyki. I niby wszystkie elementy są, intryga jest, krwawe dekoracje, odpowiednia ilość sadystów, dziewica, miłość, i wampir jest także, ale z tych puzzli nie ułożyła autorka ciekawego obrazka.
Ad rem, wampir jest jaki być powinien, czyli groźny i fascynujący, i szarmancki wobec dam (bo rzecz się dzieje w czasach, gdy słowo było w użyciu i znaczyło co innego niż dzisiaj), dysponuje ogromnym majątkiem, zręcznością, talentami wszelkimi, nadludzką siłą i spojrzeniem, które przeszywa. Nosi się oczywiście na czarno, acz bardzo elegancko, potrafi się pojedynkować, ale w razie potrzeby skomponuje utwór, który nie ma sobie równych. Materiał do zafascynowania się idealny. W końcu tak to chyba jest pomyślane – wszystko w nim powinno przyciągać te niewinne ofiary. Wampir pamięta czasy starożytne, ale żyć mu przyszło w XVIII–wiecznej Francji, co ma dobre i złe strony, ale o tym za chwilę. Wampir – hrabia oczywiście - musi żyć, jak na hrabiego w ówczesnych czasach przystało, ostentacyjnie. Absolutyzm tamtych czasów zakładał, że arystokrację zamknie się w złotej klatce, a spektrum zainteresowań ograniczy do sfery literatury i sztuki, ewentualnie życia prywatnego, w skrajnych przypadkach – egzotycznych
zainteresowań. Bo jakby wampir nam nie wystarczył, to mamy od autorki w pakiecie czciciela Saturna i czcicieli szatana. Trudno określić którzy są (w tej powieści) bardziej obrzydliwi. Autorka zna historię Francji i historię obyczajów, dlatego akcję umieszcza bądź to w salonach, salonikach, alkowach, ewentualnie na przyjęciach i balach. Co ciekawe, nie tylko historię życia prywatnego, ale także literaturę tamtego okresu, bo pamiętając, że w tamtych czasach powieści epistolarne (vide Niebezpieczne związki) szalenie popularne są, przemyca do książki kilkanaście listów. Wspomniany wampir żyje więc jak żyć powinien, bywa na przyjęciach, asystuje wybranym damom, słucha muzyki, nie tańczy co prawda, acz nadrabia konwersacją i oczywiście wzbudza niezdrową fascynację. Bohaterek kobiecych mamy kilka, najważniejsza nie ma jeszcze lat dwudziestu, jest bezwarunkowo piękna, a przy tym bardziej rozgarnięta niż większość jej rówieśniczek, marzących jedynie o korzystnym małżeństwie. I oczywistym jest, że oczytana,
wykształcona i ciekawa świata młodziutka Madelaine zainteresuje się tajemniczym hrabią Saint-Germain. Ileż stron wysiłku kosztowało autorkę wyważenie otwartych drzwi! Fascynacja obustronna, skrywane pragnienia, przeciągłe spojrzenia i – na szczęście – trochę szermierki słownej. A gdzie w tym wszystkim krew? Okazuje się, że ucztowanie może być przyjemne dla obu stron, delikatne niczym suknia balowa i nieszkodliwe niczym konwersacja między kolejnymi tańcami. Wszędzie jednak równowaga musi być, więc jeśli wampirowi po brodzie krew nie ścieka, to trzeba ją gdzieś indziej w akcję wkomponować. To w gruncie rzeczy przykre, że negatywni bohaterowie muszą być tak okrutni, obrzydliwi i pozbawieni dobrego smaku. Za dnia prowadzą nudne konwersacje, łamią kości służącym, odnoszą mniejsze lub większe sukcesy towarzyskie, po zmroku kombinują jak tu zwabić szatana, zyskać trochę Mocy i poużywać sobie na jakieś niewinnej kobiecie za jednym zamachem. Dlaczego zło jest tak przewidywalne i w tak złym guście? Przebieg
dalszej akcji jest przewidywalny niczym wynik meczu Polska–Brazylia. Mając zauroczonych sobą wampira i dziewicę, a także dysponując bandą zwyrodniałych sadystów można pójść po najmniejszej linii oporu i zaaranżować dziewicy porwanie, a następnie jej przez wampira ratowanie. Schematyczność nie jest najważniejszym zarzutem, bo niejednokrotnie świetne powieści powstają według jakiegoś schematu, ale ta powieść świetna nie jest. Chwilami zastanawiam się, czy potrzeba w to angażować aż wampira, francuską arystokrację i XVIII – wieczny Paryż? Akcję, bez uszczerbku dla fabuły można by przenieść w dowolne miejsce i dowolny czas. Przy zmianie dekoracji i kroju sukien można próbować podobnie w każdej epoce, zawsze znajdzie się jakiś superbohater i jakaś piękność. Myślący śmiertelnik by chyba wystarczył, no ale przecież tzw. nieumarły tak świetnie ożywia fabułę...
Ale pojawiają się kolejne dylematy… Szczerze mówiąc, nie do końca rozumiem, po co składać szatanowi w ofierze przepiękną dziewczynę, która wedle przepisu powinna być najpierw przez 40 dni (sic!) zbiorowo gwałcona i torturowana przez bandę zwyrodnialców. Bo co szatanowi ciało tak sponiewierane? Nie wolałby nieużywanej? I skąd założenie, że eteryczne dziewczę tamtej epoki (w fazie początkowej eteryczna dziewica), z natury kruche jak porcelanowa filiżanka, przeżyje te wszystkie atrakcje? Doprawdy, fantazje autorów bywają niekiedy cokolwiek sprzeczne z logiką. O dobrym smaku już nie wspomnę. Z resztą, o dobrym smaku zapomniałam na dobre w momencie szczegółowego omawiania planów dokonania homoseksualnego gwałtu na statecznym i religijnym pięćdziesięcioletnim jegomościu, któremu w trakcie wyżej wymienionego ma się przyglądać jego niewinna, czysta, odebrana właśnie z klasztoru córka. I proszę mi wierzyć, to nie są jakieś moje uprzedzenia, purytańskie nastawienie czy brak tolerancji dla nietypowych, acz twórczych
zainteresowań, to po prostu znudzenie czytelnika nagromadzeniem bezsensownej makabry. Makabry w złym stylu, bez cienia wyrafinowania i polotu.
Pewne fragmenty mnie jednak zachwyciły. Dobra znajomość obyczajów XVIII-wiecznej arystokracji, szczegółowy opis rozrywek i życia codziennego tamtego stanu. Autorka opisuje to życie detalicznie i ciekawie, pięknie portretuje tamte czasy, czuje klimat epoki i na każdym kroku dba o autentyczność didaskaliów, od wyglądu sal balowych, po składniki śniadania, czy aktualną modę i tzw. toalety. Ta znajomość tematu i dbałość o zgodność z rzeczywistością epoki historycznej widoczna jest także w rozmowach, zwłaszcza wtedy, gdy wykraczają one poza tematy bezpieczne i utarte szlaki towarzyskiej pogawędki. Wyłania się piękny rząd problemów i niepokojów nękających arystokrację. Rola kobiety, która za mąż wyjść musi i koniec, bo inaczej będzie albo zakonnicą, albo kurtyzaną, a w najgorszym razie grubą ciotką. I kształt tego małżeństwa też opisany jest z detalami, że niejednokrotnie istnieje ono tylko na papierze, że zawiera się je raczej z rozsądku, niż z miłości, i że rozsądnie i praktycznie jest mieć kochanka lub
kochankę, którzy zapełnią te sfery życia, których nie wypełnia związek małżeński. Wreszcie – zagadnienie zepsucia i rozpusty, degrengolady moralnej, tu spersonifikowane w perwersyjnych satanistach i sprzedajnym hazardziście. Można się także doszukiwać rozważań o roli intercyzy i własnego posagu małżonki. Tylko nie takich socjologicznych w gruncie rzeczy rozważań oczekuję po horrorze. I wątek gildii alchemików, niestety – potraktowany bardzo po macoszemu. Co do samego wampira, nie jestem skłonna go polubić, ma wszystkie cechy superbohatera, ale chwilami aż za dużo, niestety. Uwiódł mnie jego sposób odżywiania – polowania. Odwiedzał kobietę we śnie, ofiarowując jej piękny sen, przyjemne doznania zmysłowe, rozkosz na granicy ekstazy i słodkie zapomnienie, nie zabierając przy okazji życia. I ten pomysł fabularny podobał mi się chyba najbardziej.
Tomów w cyklu powieściowym jest kilka. Przy założeniu, że w tym autorka wykorzystała cały zapas schematów, wszystkie dewiacyjne pomysły i wszystkich zwyrodnialców, jakich miała w zanadrzu, to w następnych częściach może skupi się na czymś nieco oryginalniejszym niż ratowanie uciśnionych dziewic i uwalnianie świata od satanistów. Poważnie się jednak obawiam, że to tylko założenie i to w dodatku nie autorki. Krwawo więc widzę ciąg dalszy i nie polecam. I wcale nie dlatego, że krwawe. Niech sobie będzie krwawe ile chce, byle nie było nudne i schematyczne, a to niestety jest – i nudnawe, i schematyczne.