Terry Pratchett to autor, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. Każda jego książka wydawana w naszym kraju niemal z miejsca staje się bestsellerem. Pisarz niezmiennie zbiera też bardzo dobre recenzje krytyki. Nie dziwi zatem, że wydawnictwo REBIS postanowiło przypomnieć czytelnikom dawniejsze utwory brytyjskiego mistrza humorystycznego fantasy. Jednak młodszych fanów jego twórczości może czekać spore zaskoczenie. Bowiem, mimo tego co się może wydawać patrząc na półki pełne kolejnych tomów Świata Dysku, Pratchett nie zawsze pisał tylko o płaskim świecie płynącym przez wszechświat na plecach czterech słoni i żółwia. Czasami pisał o Nomach. A Nomy są małe i nieco zagubione. Mieszkały w swoim Sklepie przez całe dziesięciolecia, zdążyły więc zapomnieć, że istnieje świat poza nim. Tymczasem właśnie stamtąd przybywa do nich Masklin, którego pojawienie zbiega się z zatrważającym odkryciem, że Sklep ma zostać zniszczony. Tak oto rozpoczyna się niesamowita odyseja małych ludzików, w trakcie której uciekną ze
sklepu, znajdą nową siedzibę, staną twarzą w twarz (a przynajmniej twarzą w stopę) z ludźmi, by w końcu dowiedzieć się zaskakującej prawdy o swojej rasie.
Księgi nomów zbierają w sobie trzy tomy opowieści o tych małych, upartych stworzeniach. Powinno to ucieszyć dojrzalszych czytelników - im przeczytanie każdej z około dwustustronicowej części nie powinno zająć więcej niż kilka godzin, gdyby więc musieli iść do księgarni po drugi tom mogliby się poczuć rozczarowani. Jednak opowieści o Nomach nie są adresowane do nich. Uczciwie trzeba zaznaczyć, że to książki dla dzieci, ewentualnie młodszych nastolatków. Brak im ciężaru niektórych opowieści ze Świata Dysku, gdzie pisarzowi udawało się wykorzystać formułę dowcipnego fantasy, by przekazać nieco prawdy o jak najbardziej realnych problemach. I chociaż Pratchett sięga po swoje ulubione tematy to czyni to jakby mniej zobowiązująco, bardziej powierzchownie. Wyraźnie też widać różnicę klas pomiędzy wcześniejszymi powieściami Pratchetta, a tym co wydaje teraz. Jego styl nie był jeszcze tak lekki, książka wydaje się być napisana nieco cięższą ręką, dowcipom brakuje ostrości i błyskotliwości, nie ma tylu
przewrotnych nawiązań do współczesności, zaś dramaturgię całości mocno zakłóca nietrafiona konstrukcja trylogii - pod koniec drugiego tomu czytelnik wie już jak zakończy się trzeci. Sporo może być w tym winy polskiego tłumaczenia, za które niestety nie był odpowiedzialny Piotr Cholewa - jeden z najlepszych obecnie tłumaczy w Polsce. Wprawdzie tłumaczeniu Jarosława Kotarskiego trudno coś zarzucić, jednak trudno nie zauważyć, że Cholewa nigdy nie musiał korzystać z przypisów, by objaśnić jakiś skomplikowany żart językowy.
Ale pomimo tych zastrzeżeń, Księgi Nomów to nadal doskonała propozycja z gatunku literatury młodzieżowej. Pratchettowi udało się to, co nie udaje się wielu innym pisarzom próbującym trafić do młodszego czytelnika - za lekką, niezobowiązującą rozrywką ukrył treści nieco ważniejsze. Tematy, które podejmuje pisarz nie zdziwią nikogo, kto już wcześniej czytał choć jedno jego dzieło. Jest więc problematyka religijna (Pratchett jest zaangażowanym ateistą), jest refleksja na temat władzy i odpowiedzialności (z zawsze aktualnym morałem, że odpowiedzialność często niewiele ma wspólnego z bohaterstwem), ale co najważniejsze Pratchett stara się powiedzieć coś ważnego na temat życiowych marzeń. Niemal każdy przedstawiony tu Nom kieruje się jakąś pasją, i to ona właśnie motywuje jego działanie. Dążenie ku jej realizacji jest jedynym sposobem na znalezienie szczęścia. Ale chyba wszyscy bohaterowie w pewnym momencie zdają sobie sprawę, że ich szczęście nie jest najważniejsze. Że poczucie odpowiedzialności za innych,
nawet jeżeli zostaliśmy nią obarczeni wbrew własnej woli, jest ważniejsze. A to przesłanie, któremu trudno nie przyklasnąć.