Swego czasu media obiegła wiadomość o piesku kupionym od rosyjskich handlarzy na jednym z bazarów.Piesek był cały biały i puchaty, a do tego oczywiście milusi. Pod czułą opieką nowych właścicieli zaczął szybko rosnąć i... już nie przestał. Rzekomy piesek okazał się bowiem... misiem polarnym, znaczy przedstawicielem gatunku największych niedźwiedzi na naszej planecie. Ta historia to kolejny przykład bliskich – ale niekoniecznie chcianych – związków narodu rosyjskiego z Daleką Północą, ostrą zimą, kopiastym śniegiem i siarczystym mrozem. Przez wieki Syberia była synonimem jeśli nie piekła, to przynajmniej czyśćca, a zesłanie na nią stało się równoznaczne z pożegnaniem z życiem w „normalnym” świecie.
Te okołosyberyjskie skojarzenia i obawy doskonale rozumie Paweł Kornew, autor poczytnych powieści (Sopel, Śliski) z supertwardzielem Soplem w roli głównej. Bohater swoje przygody przeżywa bowiem w innowymiarowej krainie zwanej Przygraniczem, w której króluje ekstremalna zima. Ale to nie wszystko: na ludzi, którzy z niewiadomych przyczyn zostali do Przygranicza wrzuceni (zesłani?), czyhają tutaj niezliczone niebezpieczeństwa – począwszy od masy drapieżnych stworzeń, przez wampiry i ożywione Mrozem trupy, po wszelkiego rodzaju magiczne pułapki. Są też oczywiście inni ludzie, którzy często okazują się groźniejsi niż najohydniejsze potwory.
Po wielu perypetiach Soplowi udało się w końcu wyrwać z Przygranicza i powrócić do „normalnego” świata, czyli współczesnej Rosji. Tutaj stara się prowadzić zwyczajne życie, jednak wspomnienia niedawnych przejść wciąż do niego powracają. Z drugiej strony, przyzwyczajony do wysokiego poziomu adrenaliny organizm Sopla pożąda kolejnych jej dawek. Jakby tego wszystkiego nie było dosyć, właśnie nadchodzi zima... Pewnego wieczoru, podczas powrotu z suto zakrapianej imprezy, osoby towarzyszące bohaterowi zostają napadnięte. Dają o sobie znać wytrenowane odruchy, dzięki czemu ten ostatni wychodzi ze starcia cało, czego nie można powiedzieć o jednym z napastników. Stanąwszy przed alternatywą długoletniego wyroku, Sopel otrzymuje od „starych znajomych” propozycję nie do odrzucenia. Nie zastanawiając się długo, godzi się na wyruszenie z misją do Przygranicza.
Jednak w krainie magicznej zimy nic nie może pójść zgodnie z planem.Konkurujące ze sobą siły pozostają tutaj w ciągłej dynamicznej nierównowadze. A każda z nich, jeśli tylko weźmie na cel bohatera, ma wobec niego własne plany. Nic więc dziwnego, że po raz kolejny Sopel zostaje wciągnięty w wir wydarzeń, nad którymi nie jest w stanie zapanować. W którymś momencie odnosimy wręcz wrażenie, że odpuszcza sobie chęć ich kreowania, a skupia się jedynie na reagowaniu na te, które zgotują mu inni. Jak tu bowiem sprzeciwić się potężnym magom, którzy dzielą strefy wpływów w Forcie, albo dysponującej niewiarygodną mocą istocie, nazywającej samą siebie Gospodarzem, która chce wykorzystać Sopla do wykonania kolejnego karkołomnego zadania?
Akcja powieści podąża naprzód zrywami i trudno przewidzieć jej kierunek. W związku z tym napięcie raz wzrasta, raz opada, pozostawiając jednak pod sobie podskórny niepokój. Czytelnicy, którzy spodziewają się konkretnych wyjaśnień odnośnie genezy i sensu istnienia Przygranicza, rządzących nim sił, czy wreszcie roli bohatera w opisywanej intrydze, mogą poczuć się zawiedzeni. Sytuacja komplikuje się coraz bardziej, a przesłanek do wyciągania słusznych wniosków nie przybywa. Co więcej, powieść jest ucięta w połowie i to niekoniecznie w miejscu zamierzonym przez autora (już w tym woluminie zaczyna się oryginalna część druga). Podsumowując: zarówno o tajemniczej krainie Mrozu, jak i o walce Sopla z siłami chcącymi nim manipulować dowiadujemy się niewiele nowego. Choć niezaprzeczalnym atutem prozy Kornewa pozostaje wciąż niesamowity klimat, groźny i ponury, część pierwsza Czarnych snów okazuje się być raczej przystawką przed daniem głównym, którym – miejmy nadzieję – stanie się część druga powieści. Choć to
nie ostatni tom cyklu, więc być może rosyjski pisarz będzie w dalszym ciągu trzymał nas w niepewności.