Emigracyjna porażka Richardson
Ewelina Konior, WP.PL: W swojej najnowszej książce "Pożegnanie z Anglią" przyznaje się Pani do emigracyjnej porażki. Czy to nie jest trochę tak, że po prostu jest Pani patriotką z krwi i kości, i tak naprawdę nie odnalazłaby się w żadnym innym kraju poza Polską?
Monika Richardson: Jest taka obawa. Ona przychodzi w jesieni mojego życia i jest tym bardziej dla mnie niepokojąca, bo całe życie uczyłam się na kosmopolitkę i raczej sądziłam, że tak jak mój tata, będę umiała żyć wszędzie.
Mało tego, zawsze szczerze współczułam mojej mamie, która na wakacjach dłuższych niż trzy dni, choćby były w raju, zaczynała czuć się źle, bo brakowało jej porannej gazety, polskiego radia i ojczystego języka na ulicy. Za to tata zawsze powtarzał, że urodził się w Polsce, ale z tą przypadłością można żyć - najchętniej w Szwajcarii.