O tym, że Sherlock Holmes nie umarł wraz ze śmiercią Arthura Conan Doyle'a, anglojęzyczni czytelnicy wiedzą od dawna. Ale i polscy bywalcy księgarń mają właśnie do wyboru * Sherlocka Holmesa – biografię nieautoryzowaną* Nicka Rennisona, * Dobranoc, panie Holmes* Carole Nelson Douglas i właśnie List Marii, który pod enigmatycznym tytułem kryje jedną z części znakomitego, w moim przekonaniu, cyklu fan fiction o przygodach pary małżeńskiej – Mary Russell i Sherlocka Holmesa.
Kto dziesięć prawie lat temu miał przyjemność rozpoznać smaczne czytadło pod równie mało, co List Marii mówiącym tytułem * Uczennica pasiecznika, zapewne natychmiast sięgnie po jedną z dalszych części cyklu i się nie zawiedzie, choć przyjemność czytania może mu cokolwiek zepsuć zaburzona chronologia – przeskoczyliśmy pierwszą wojnę światową i tajną misję w Palestynie, żeby znaleźć się w Anglii w połowie lat dwudziestych, w towarzystwie kilku postaci, które pewnie zyskałyby na wcześniejszym poznaniu. *Jednak, dzięki powrotowi do Anglii, mamy szansę widywać Sherlocka Holmesa w najlepiej mu znanych realiach, spotkać Mycrofta i inspektora Lestrade (juniora). Tak, to ten sam, dobrze nam znany Sherlock Holmes, tylko, że – żonaty. W * Uczennica pasiecznika* narastała obopólna fascynacja dobiegającego pięćdziesiątki detektywa i
młodziutkiej, niewiarygodnie inteligentnej pół-Amerykanki, co, jak się okazało, skończyło się ślubem. Małżeństwo nie uwięziło jednak podstarzałego (co tu ukrywać) geniusza w kapciach przed kominkiem, bo pasją Mary Russell Holmes, poza pracą naukową w Oksfordzie są też zagadki kryminalne i wcielanie się w wymyślone postacie.
Oczywiście, zaakceptowanie Sherlocka Holmesa tropiącego zbrodniarzy przy wydatnym (żeby nie powiedzieć – równoprawnym) udziale małżonki wymaga przełamania pewnego schematu myślowego, ale czyż dla wielbicieli geniusza z Baker Street przełamywanie schematów myślowych nie jest prawdziwą rozkoszą?