Trwa ładowanie...

Mroczna historia polskiej osady. Żydowski cmentarz był "kopalnią złota"

Strażacy wodą z sikawek "wypłukiwali" Żydów z kryjówek. Po wojnie dzieci grały w piłkę ludzkimi czaszkami, a dorośli obnosili się złotem skradzionym Żydom. Albo znalezionym w ich opuszczonych domach. - Rafał Hetman przyjrzał się, jak wyglądał holokaust w Izbicy, małym miasteczku koło Lublina i jak dziś pamięta się, a raczej - nie pamięta - żydowskich mieszkańców.

Izbica dzisiajIzbica dzisiajŹródło: Archiwum prywatne
d3uy3c6
d3uy3c6

Przemek Gulda: Ile już dostałeś życzeń śmierci w związku z twoją książką?

Rafał Hetman: Na szczęście jeszcze żadnego.

Może jeszcze za wcześnie? Za mało czasu minęło od premiery książki?

To akurat nie jest żaden problem. Kiedy tylko pojawiła się zapowiedź "Izbicy, Izbicy" na profilu facebookowym Wydawnictwa Czarne, od razu posypały się mocno krytyczne komentarze. To było jeszcze przed premierą, czyli zanim ktokolwiek mógł przeczytać książkę. Niektórzy już wtedy wiedzieli, że nie warto jej czytać i że szkodzi Polsce.

d3uy3c6

No dobrze, ale na poważnie: czemu w Polsce wciąż nie można szukać prawdy o takich sprawach jak np. współudział Polaków w Zagładzie Żydów?

To jest problem złożony i można by odpowiadać na to pytanie bardzo długo. Myślę, że najlepiej zrobiły to osoby naukowo zajmujące się takimi problemami. Mnie wydaje się, że ten opór, a nawet agresja w stosunku do podejmowania takich tematów, wynika między innymi z tego, że mamy te sprawy nieprzerobione, zamiecione pod dywan. Np. w szkole, gdzie powinno się o nich rozmawiać, takiej rozmowy nie ma. Jest za to bardzo jednostronny, niepodważalny komunikat: przez ponad tysiąc lat historii byliśmy narodem bez skazy, ofiarą, a nie katem.

Jesteśmy przyzwyczajeni do takiego nieskazitelnego wizerunku i za każdym razem, kiedy ktoś próbuje pokazać, że są na nim rysy, dostaje po głowie. A przecież tu nie chodzi o chęć atakowania narodu, ale o uczciwe spojrzenie na historię, dostrzeganie niuansów. Nie ma przecież żadnej zbiorowości, która składa się z samych szlachetnych ludzi.

Rafał Hetman, autor książki "Izbica, Izbica" fot. Damian Hetman
Rafał Hetman, autor książki "Izbica, Izbica"Źródło: fot. Damian Hetman

Postanowiłeś przyjrzeć się takiej zbiorowości. Czemu wybrałeś właśnie Izbicę, miasteczko nieopodal Lublina?

Z jednej strony zadecydowały względy praktyczne, związane z moim pochodzeniem - moi dziadkowie pochodzą ze wsi pod Izbicą, Tarzymiech, o których zresztą wspominam w książce. Jeździłem do nich na wakacje przez wiele lat. A do Izbicy wybieraliśmy się bardzo często - to było miasteczko, gdzie załatwiało się sprawy, robiło wszelkie poważniejsze zakupy albo po prostu szło na lody.

d3uy3c6

W domu słyszałem różne historie o Izbicy, z czasem, kiedy byłem już starszy, zaczęło do mnie docierać, że to było kiedyś żydowskie miasteczko. Te historie nabrały wówczas trochę innego znaczenia. Postanowiłem się im przyjrzeć uważniej. Opowiedzieć je szerszemu gronu. Najpierw powstały trzy teksty do miesięcznika "Chidusz", poświęconego żydowskiej kulturze i historii. To był dla mnie impuls, żeby iść dalej tym tropem i zacząć pracę nad książką.

Jak ją przygotowywałeś? Wyszedłeś od zasłyszanych historii, a potem?

Rzeczywiście, pierwszy etap pracy polegał na słuchaniu opowieści. Czyli na rozmowach z mieszkańcami i mieszkankami z Izbicy. Potem, kiedy chciałem pogłębić swoją wiedzę, zacząłem czytać opracowania historyczne, a później zajrzałem do archiwów, żeby sprawdzić co jest w dokumentach. Czytałem te, które zachowały się z czasów wojennych i powojennych. To było dla mnie bardzo ważne. Kiedy dotyka się drażliwych tematów, trzeba mieć oparcie w niepodważalnych źródłach. A potem wróciłem do przeprowadzania wywiadów.

d3uy3c6

Po co?

To był bardzo ważny etap. Rozmowy prowadzone już po zgromadzeniu przeze mnie informacji o historii Izbicy były zupełnie inne. Mając dużą wiedzę historyczną, mogłem po pierwsze zadawać pytania o sprawy, o których wcześniej nie wiedziałem. A po drugie - mogłem też łatwo dostrzec, kiedy w czasie rozmów z mieszkańcami Izbicy pojawiały się przeinaczenia, przekłamania, kiedy miałem do czynienia z opowieścią, która obrosła mitem, kiedy pamięć nie pokrywała się z tym, co było zapisane w dokumentach.

izbica Archiwum prywatne
Źródło: Archiwum prywatne

Czy to były trudne rozmowy? Ludzie nie chcieli rozmawiać? Wyrzucali cię z domów?

Wręcz przeciwnie. Przyjmowali mnie bardzo ciepło, częstowali kawą i racuchami, znajdowali czas na wielogodzinne rozmowy. Owszem, zdarzyło się kilka odmów, ale było ich niewiele. Muszę dodać, że dziś nie żyje już większość ludzi, którzy byli bezpośrednimi świadkami wydarzeń z czasów okupacji. Moje rozmówczynie i rozmówcy to najczęściej kolejne pokolenie.

d3uy3c6

Najstarsi byli w tamtym czasie małymi dziećmi, a część urodziła się już po wojnie. Cztery osoby pojawiające się w książce opowiedziały mi o czasach sprzed wojny, które pamiętały. Reszta to ci, którzy wojnę znają z opowieści. Dlatego ważnym tematem w "Izbicy, Izbicy" jest nie tylko historia miasteczka, ale także o pamięć tej historii, a może czasem brak tej pamięci. Z tego względu połowa książki porusza tematy współczesne.

Która z rozmów była najbardziej zaskakująca, najmocniejsza?

To było spotkanie z kobietą, która po kilku godzinach wspominania rodzinnych historii powiedziała mi, że nosiła złoty pierścionek "po Żydach" i pokazała złotą broszkę, której właścicielką była Żydówka z Izbicy. To był dla mnie szok. Po raz pierwszy widziałem to mityczne "żydowskie złoto", o którym wszyscy mówili w Izbicy, a na dodatek ktoś jawnie mówił, skąd je ma.

izbica Archiwum prywatne
Źródło: Archiwum prywatne

Skąd je miała?

Znalazł je ojciec tej kobiety. Po wojnie włamał się do pożydowskiego domu, żeby tam zamieszkać i kilka lat później, podczas remontu znalazł ukryty garnek ze złotą biżuterią. Moja rozmówczyni nie miała poczucia, że jej ojciec coś komuś ukradł. Opowiedziała mi całą historię: w czasie działań wojennych dom jej rodziny został spalony. Próbowali szukać schronienia u rodziny, ale nikt nie chciał ich przyjąć. W dodatku jej brat miał wtedy ledwie kilka lat. A w Izbicy stały wtedy puste domy, to były domy żydowskie - po tych, którzy zostali wywiezieni do obozów zagłady.

d3uy3c6

Ojciec musiał jakoś zadbać o rodzinę, małe dziecko, więc po prostu wszedł do jednego z nich. A potem znalazł w nim złoto. Moja rozmówczyni nie miała wyrzutów sumienia w związku z tym, że nosiła tę broszkę i pierścionek. I po wysłuchaniu całej jej historii rozumiem ją.

Co się działo w Izbicy podczas wojny?

Powstało tam tzw. getto tranzytowe. Do Izbicy przywożono transporty Żydów z różnych miast Polski, także z innych krajów, a po jakimś czasie wywożono ich stamtąd do obozów zagłady. Był to więc ostatni przystanek przed śmiercią. Co ciekawe, getto nie miało muru, żadnych ścian, zabezpieczeń. Mało tego - domy ludności nie-żydowskiej stały pomiędzy domami Żydów, na terenie getta. To sąsiedztwo było tam więc bardzo bliskie.

d3uy3c6

Jak działało getto bez murów? Nikt nie uciekał?

Ucieczki utrudniały naturalne granice - Izbica leży w dolinie między wzgórzami, z jednej strony opływa ją rzeka. A w samym mieście szerzył się terror - regularnie urządzane były łapanki, tzw. akcje, podczas których gromadzono Żydów do wywiezienia, a część mordowano od razu, na miejscu, na izbickim cmentarzu żydowskim.

Kto to robił?

Akcje organizowali hitlerowcy. Największym zbrodniarzem Izbicy był Kurt Engels, gestapowiec i jego pomocnik Ludwig Klemm, potomek niemieckich kolonistów, który do wybuchu wojny był obywatelem polskim i służył w wojsku w Zamościu jako zawodowy podoficer. Często "najbrudniejszą robotę" wykonywali członkowie formacji pomocniczych, w których służyli m.in. jeńcy z ZSRR, Ukraińcy, Estończycy, ale nie wyłącznie oni. Mówiło się na nich "czarni", bo mieli mundury w takim kolorze.

izba Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

A Polacy?

Czasem pomagali. Niektórzy aktywnie. Warto tutaj jednak dodać, że izbiccy Żydzi też byli Polakami. Często mówiąc o Zagładzie mówi się, że Polacy pomagali Żydom lub że ich wydawali. Trzeba jednak pamiętać, że w Izbicy wszyscy byli Polakami, różnili się wyznaniem. Stąd żydowscy świadkowie często mówią o chrześcijańskich sąsiadach. Wracając do udziału w akcjach nie-żydowskich mieszkańców, w Izbicy szczególnie widoczni byli strażacy, członkowie lokalnej straży pożarnej. Dotarłem do kilku relacji o tym, jak za pomocą wody z sikawek "wypłukiwali" Żydów z ich kryjówek. Relacje potwierdzają badania historyków.

Inni miejscowi nie-Żydzi odgrywali też bardzo ważną rolę, polegającą na rozpoznawaniu Żydów i wyszukiwaniu miejsc, gdzie się chowali. Hitlerowcy nie zawsze potrafili odróżnić przedstawicieli poszczególnych grup, chrześcijańscy sąsiedzi wiedzieli, kto jest Żydem - miejscowych znali od zawsze, przyjezdnych też potrafili bez problemu zidentyfikować.

Robili to pod przymusem?

Strażacy rzeczywiście byli w jakiś sposób pod komendą okupantów. Ochotnicza Straż Pożarna i Straż Pożarna podporządkowane zostały Urzędowi Ochrony Przeciwpożarowej Generalnego Gubernatorstwa. W teorii oznaczało to, że na terenach wiejskich, takich jak Izbica, nadzór nad strażą pożarną pełniła żandarmeria, ale w praktyce polskim strażakom rozkazy mógł wydawać jakikolwiek umundurowany Niemiec.

Czynnikiem motywującym do większego zaangażowania mogła być obietnica hitlerowców, że każdego złapanego Żyda strażacy mieli prawo obrabować. Zwykłym mieszkańcom nikt niczego nie nakazywał. To często była ich własna inicjatywa. Bywało też tak, że po "akcji" zarówno strażacy, jak i zwykli mieszkańcy, plądrowali domy żydowskich sąsiadów i zabierali pozostawiony dobytek. Przytaczam w książce relacje na ten temat.

Wzbogacanie się na martwych Żydach nie skończyło się wraz z wywózką z Izbicy ostatniego transportu. Piszesz o przekopywaniu cmentarza, które trwało jeszcze długo po wojnie...

Trwało co najmniej do drugiej połowy lat 80. Jest na to dowód w filmie, który podczas wizyty w Izbicy w 1987 roku nakręcił jeden z dawnych żydowskich mieszkańców. Wybrał się na cmentarz, gdzie spotkał starszą kobietę. Pytał, skąd wykopy na cmentarzu, ona powiedziała, że "wciąż tu kopią i złota szukają". Ponadto motywy związane z cmentarzem pojawiają się w wielu powojennych wspomnieniach - ludzie opowiadali o dziurach w ziemi, o rozrzuconych kościach. Najbardziej wstrząsające były historie o graniu w piłkę ludzkimi czaszkami.

Cmentarz żydowski w Izbicy Domena publiczna
Cmentarz żydowski w IzbicyŹródło: Domena publiczna

Na filmie z lat 80. widać też, że na cmentarzu nie ma żadnych macew. Co się z nimi stało?

Do dziś zostały trzy. A to dlatego, że wspomniany już Kurt Engels kazał macewy (żydowskie płyty nagrobne – dop. red.) wykorzystać jako materiał budowlany małego aresztu. Działał on przez cały okres okupacji, a potem wykorzystywała go lokalna Milicja Obywatelska, także jako areszt. Mniej więcej w połowie lat 50. z tego zrezygnowano. Ale wcale nie ze względu na macewy, ale na to, że budynek źle się kojarzył i niedobrze wyglądało, że nowa władza przetrzymuje więźniów w tym samym miejscu, co hitlerowcy. Resztę macew już po wojnie mieszkańcy Izbicy wykorzystywali jako materiały do budowy lub remontów domów, komórek czy stodół.

Macewy wróciły na cmentarz dopiero w pierwszej dekadzie XXI wieku. Do Izbicy przyjechała ekipa niemieckiej telewizji i zrealizowała reportaż o budynku zbudowanym z macew. Dopiero wtedy zdecydowano się rozebrać dawny areszt, który w międzyczasie zdążył być magazynem, a nawet... toaletą.

Czy ktokolwiek z lokalnych mieszkańców poniósł odpowiedzialność za zbrodnie na Żydach, dokonywane w Izbicy?

Owszem, po wojnie odbywały się procesy i zapadały wyroki, czasem nawet bardzo ciężkie, z karą śmierci włącznie. Ale podstawą oskarżeń zawsze była współpraca z okupantem. Zbrodnie na Żydach pojawiały się co najwyżej jako okoliczności obciążające, a nie główne zarzuty.

W książce często pojawia się motyw, że ci, którzy dorobili się fortun na Żydach, wyjeżdżali z Izbicy, tak jakby nie chcieli mieć nic wspólnego z miejscem swoich przestępstw. Czy tak rzeczywiście było?

Sporo osób wyjechało, a na ich miejsce przyjeżdżali inni. Izbica była pod tym względem bardzo "atrakcyjnym" miejscem, bo zostało tam po Żydach mnóstwo pustych domów. Więc rzeczywiście po wojnie z okolicznych wsi i miasteczek przyjechało do niej wielu ludzi, chociaż nikt chyba nie robił dokładnych badań i nie podawał statystyk, ilu było ich dokładnie. Ale przed wojną w Izbicy mieszkało 4000 żydów i tylko około 200 chrześcijan. Po wojnie żaden z ocalałych izbickich Żydów nie został w Izbicy na stałe. Wyjechali też ci, którzy współpracowali z okupantem.

A czy współcześni mieszkańcy pamiętają o dawnych żydowskich sąsiadach?

Oczywiście istnieje świadomość żydowskiej przeszłości miasteczka. Żyje ona jeszcze dzięki najstarszym mieszkańcom Izbicy, w izbickiej szkole też wspomina się o Żydach. Ale to jest bardzo mało. Zwłaszcza, że to Żydzi stworzyli tę miejscowość i sprawili, że się rozwinęła. Pamięć o nich jest zepchnięta na margines. Widać to choćby po formach upamiętniania Żydów - w centrum miasta nie ma żadnego pomnika, który byłby im poświęcony.

Na rynku stoi krzyż upamiętniający zbrodnię katyńską i katastrofę smoleńską, jest pomnik Jana Karskiego, a tablica przypominająca o żydowskiej historii Izbicy jest umiejscowiona na obrzeżach miejscowości, na zarośniętym cmentarzu żydowskim. Postawiła ją ambasada Niemiec i organizacja żydowska. Inne formy upamiętnienia na cmentarzu pojawiły się z prywatnej inicjatywy nielicznych potomków izbickich Żydów.

Czego nauczyła cię praca nad tą książką?

Że żeby lepiej zrozumieć historię, trzeba opowiadać ją z perspektywy pojedynczych osób, że ważne są opracowania historyczne, ale konieczne jest też obniżenie perspektywy, spojrzenie na wydarzenia z poziomu chodnika, czy jak w przypadku Izbicy, zabłoconych ulic. Niezwykle ważne jest opowiadanie o indywidualnym doświadczeniu ludzi, którzy mają imiona i nazwiska, których emocje możemy poczuć, których codzienności poprzez tekst możemy doświadczyć.

Rzeczywistość oglądana z takiego punktu widzenia okazuje się o wiele bardziej skomplikowana, bardziej złożona, a więc pełniejsza i przez to może prawdziwsza. Być może bardziej zrozumiała. Z pewnością zdecydowanie mocniej działająca na wyobraźnię, bo bohaterowie książki często okazują się bardzo podobni do nas samych. A kiedy jako czytelnicy zauważymy to podobieństwo, możemy lepiej ich zrozumieć, a czasem przestraszyć się samych siebie. I o to chodzi.

Rozmawiał Przemek Gulda

Książka Rafała Hetmana "Izbica, Izbica" ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne.

Te programy kochała Polska. Zniknęły z anteny TVP

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d3uy3c6
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3uy3c6