Po przykuwającym uwagę zbiorze opowiadań o smoku imieniem Griaule nie mogłam przegapić łączonego wydania trzech utworów Luciusa Sheparda, które w sierpniu ukazało się w Uczcie wyobraźni. W ramach wszystkich trzech zawartych w omnibusie historii autor kontynuuje rozważania o tym, w jaki sposób kształtuje się ludzki los. Czy mamy na niego jakikolwiek wpływ, czy może jesteśmy pionkami w z góry zaplanowanej grze, wytrwale łudzącymi się, że posiadają jakąkolwiek swobodę ruchów? Tym razem jednak twórca Modlitewnika amerykańskiego proponuje na to pytanie bardziej jednoznaczną odpowiedź niż w poprzednio wydanej w ramach tej samej serii pozycji.
Protagoniści wszystkich trzech utworów, czyli: skazany za zabójstwo Wardlin, który następnie swoją więzienną strategię przetrwania przekuł w marketingowy sukces (Modlitewnik amerykański), przejeżdżający przez miasteczko Grail na obrzeżach Luizjany, pogubiony emocjonalnie muzyk, Jack (Luizjański blues) oraz były doradca inwestycyjny, Tom, zatrudniony - co umożliwa mu wyjście z bezdomności - do wycenienia wraku statku, który utknął na Alasce (Viator) - w ostatecznym rozrachunku samodzielnie podejmują decyzje, które mają decydujący wpływ na ich dalsze życie.
Co znamienne, teksty, choć utrzymane w rozmaitej stylistyce, prócz zagadnienia wolnej woli mają kilka innych, znaczących punktów wspólnych. Akcja wszystkich rozgrywa się w odludnych lokalizacjach, czy to na skraju pustyni, przy granicy amerykańsko-meksykańskiej (Modlitewnik), czy w niewielkiej portowej faktorii na Alasce (Viator), czy wreszcie na kompletnym, zapomnianym przez ludzi zadupiu (Luizjański blues). Tak jakby dopiero z dala od cywilizacji, miejskiego zgiełku, wiecznego pośpiechu człowiek był w stanie zmierzyć się z prawdą o sobie i swoich rzeczywistych możliwościach, a także o ciążącej na nim odpowiedzialności za własne życie. W każdej z opowieści istotną zmienną w wyborach bohaterów stanowi kobieta - i zawsze jest to kobieta niezwykła, wyrazista, jakby przez umyślny kontrast do życiowych rozbitków i emocjonalnych kalek, bo tak w analizowanych tekstach widzi mężczyzn Shepard. Wszystkie trzy bohaterki: Therese z Modlitewnika, Vida z Bluesai Arlene z Viatora - są silne i
niezależne, każda ma własny biznes. Nie znaczy to, że nie pragną miłości i zrozumienia, stawiają jednak swoim partnerom konkretne wymagania. Związek z nimi ma swoją cenę.
Podobnie jak to było w przypadku tekstów o Griaule'u, najbardziej podoba mi się Shepard w wariancie, w którym element fantastyczny pozostaje jedynie delikatną sugestią, niewychodzącą poza sferę ewentualności. W centrum stoi przenikliwa refleksja nad ludzką naturą. W omawianym wydawnictwie najbliżej tego ideału jest otwierający je Modlitewnik amerykański. Historia skazańca, który rozgryzł, jak sprzedać religię bez odrzucających od niej doktrynalnych ograniczeń i rygorów, modlitwę w stanie czystym, receptę na osobisty sukces - to wspaniałe połączenie błyskotliwych przemyśleń o mechanizmach religii, wiary, showbiznesu i o drodze do samopoznania. Celne, ironiczne, z puentą, która jest skrajną afirmacją możliwości jednostki. Doskonałe. Jak na razie to mój ulubiony utwór Sheparda.
Przez kontrast najniżej oceniam najdosłowniej fantastyczny Luizjański blues - za sprawą stylistycznej sprawności autora (ponownie znakomicie oddanej w przekładzie Wojciecha Szypuły) ta - bazująca głównie na nastroju i niedomównieniach - opowieść o zaklętym kręgu mrocznej tradycji, który po dwustu latach może wreszcie zostać przełamany, ma w sobie pewien urok, ale właśnie owa dosłowność elementu fantastycznego działa w mojej opinii na jej niekorzyść. Choć to oczywiście kwestia indywidualnych preferencji.
Finezję, której zabrakło przy wprowadzeniu elementu fantastycznego w Luizjańskim bluesie, oferuje za to Viator. Z tym tekstem, stylistycznie chyba najlepszym, a koncepcyjnie najbardziej wyrafinowanym, mam jednak problem innego rodzaju. Odnoszę wrażenie, że jest niezbilansowany konstrukcyjnie. Zbyt wiele miejsca poświęcono tu na wstęp, który, początkowo nastrojowy i intrygujący, po jakimś czasie zaczyna nużyć, a jego postępujaca abstrakcyjność - choć następnie znakomicie uzasadniona - może dla wielu czytelników okazać się barierą nie do przejścia. Ci nie dotrą do wyjaśnień, nie docenią dwuwarstwowości konceptu. Z jednej strony - ich strata. Z drugiej, autor chyba za bardzo jednak sobie pofolgował w początkowej partii utworu.
Lucius Shepard jest pisarzem znakomicie władającym językiem - już tylko dla piękna niektórych porównań, trafności czynionych niby mimochodem obserwacji warto sięgnąć po jego opowieści. A przy okazji - zabierając nas w świat jego niezwykłej wyobraźni - mogą one być przyczynkiem do refleksji nad siłą woli i rolą aktywności jednostki w kształtowaniu własnego przeznaczenia. Zaś z takiej refleksji mogą wyniknąć różne rzeczy, choćby biznesowy sukces, opisany na kartach Modlitewnika amerykańskiego. Warto dać sobie na nią szansę.