Trwa ładowanie...
d1l1wlh
recenzja
24 sierpnia 2012, 00:40

Morze, marzenia i krew

d1l1wlh
d1l1wlh

Zmasakrowane ciało dziewczyny wyłowiono z Basenu Prezydenta, a więc mogę sobie pogratulować, że to nie mnie przesłuchuje teraz „Buła” Chlebowski na okoliczność, czy nie zauważyłam czegoś podejrzanego przez biurowe okno. Nie niepokojona przez nikogo, mogę sobie zatem spokojnie pisać recenzję z książki, w której krwawy trop wiedzie z mojego rodzinnego miasta do innego miejsca nad Bałtykiem, dla którego też znajdzie się ciepły kącik w sercu – do Sztokholmu.

Początek jest dla odpornych – drobiazgowy, naturalistyczny opis morderstwa i zacierania śladów, ale autor, pokazawszy, że śledczy mieć będą do czynienia z najtrudniejszym z przeciwników: potworem zdolnym do precyzyjnego planowania swoich działań, nie zastosował na szczęście, eskalacji werystycznej makabry.

Jak na późny, pisarski debiut globtrotera i biznesmena, Wiadomość ze Sztokholmu jest nadspodziewanie dobrze napisanym kryminałem, z ciekawą zagadką i interesującymi postaciami. A wśród tych wątków pobocznych są i takie, których próżno szukać gdzie indziej – na przykład powód, dla którego nadkomisarz Ewa Wichert zaufa raczej wyrafinowanej właścicielce nocnego klubu, niż koledze z Komendy Wojewódzkiej.

Sztokholm w książce jest piękny i pełen sympatycznych ludzi, a Gdynia prawdziwa – całkiem zwyczajne miasto średniej wielkości, choć jeszcze trzydzieści parę lat temu była absolutnie wyjątkowa - barwny, rajski ptak PRL-u, z Maximem, komisami na Świętojańskiej i willami na „Zegarkowie”. Bohaterowie chętnie wracają wspomnieniami do czasów bananowej młodości, i okazuje się, że nie tylko Gdynia jest wiecznie młoda, ale także jej mieszkanki: atrakcyjna nadkomisarz Ewa, wciąż w poszukiwaniu mężczyzny swojego życia, ma lat dokładnie czterdzieści pięć, a olśniewająca Aleksandra, która w roli paryskiej gwiazdy wybiegów debiutowała około czterdziestki, sądząc z życiorysu jest sporo po pięćdziesiątce, a nadal po mistrzowsku łamie serca (w przypadku ekranizacji bardzo proszę obsadzić Ewę Kasprzyk, nie Joannę Brodzik…).

d1l1wlh

Jeśli mogę trochę pogrymasić, to ograniczyłabym „product placement” (choć niedawny debiut Monsa Kallentofta w roli pisarza powieści sensacyjnych też był istnym katalogiem marek), a z opisu jednej z postaci usunęłabym dwa słowa, które w kilkadziesiąt stron później, jak dla mnie, podważą wiarygodność rozwiązania całej intrygi. Oczywiście nie zdradzę, w czym rzecz (może tylko autorowi?). Ale bardzo chętnie poczytałabym o kolejnych śledztwach ekipy z Portowej.Mam więc nadzieję, że Ewa, Buła i Żaba na tropie zbrodni powrócą jeszcze na ulice mojego miasta.

d1l1wlh
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1l1wlh

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj