Tobiasz, hisotryk-afrykanista podejmuje męską decyzję – zostanie „gosposiem domowym” i weźmie roczny urlop od pracy zawodowej, a w tym czasie jego żona odda się robieniu kariery w międzynarodowej korporacji. Kathi zostaje szybko kobietą sukcesu, lecz przekonuje się jeszcze szybciej, że każdy medal ma dwie strony i nie tak łatwo jej będzie pogodzić pracę zawodową z rolą matki, mimo iż mąż postanowił wcielić się w rolę kury domowej i odciążyć ją nieco w sprawach nie związanych z pracą.
Z początku tatuś jest pełen optymizmu i zapału, i z zapamiętaniem realizuje się w nowej roli, nie zapominając jednocześnie o wyznawanych poglądach, nakazujących mu prowadzenie ekologicznego trybu życia, kupowanie wyłącznie zdrowej żywności i poruszanie się tylko na rowerze. Jednak, gdy urok nowości mija, Tobiasz nie mogąc podołać ogromowi codziennych wyzwań, zaczyna się rozglądać za nianią, która przejęłaby choć część (jeśli nie wszystkie) obowiązków. Okazuje się bowiem, że urlop tacierzyński nie jest szczytem marzeń mężczyzny, a w dodatku życie zgodne z zasadami wymaga wielu wyrzeczeń, co jest nie lada poświęceniem, zwłaszcza w Ameryce, z jej niezdrowym jedzeniem, ekskluzywnymi służbowymi samochodami i pieniędzmi, które zarabia żona, a także niezliczonymi możliwościami spędzania wolnego czasu.
Książka jest dowcipna i nieźle napisana, ale nie ma się co łudzić – nie jest pochwałą mężczyzn, którzy zdecydowali się zostać w domu, kosztem swojej pracy zawodowej i kariery. Tobiasz ewidentnie nie radzi sobie z wyzwaniem, jakie przed nim się pojawiło i co i rusz potrzebuje kobiecej pomocy (czy to w osobie własnej żony, czy też atrakcyjnych sąsiadek). Ma przy tym szansę przekonać się na własnej skórze, że tak zwana kobieta siedząca w domu nie ma łatwego życia. Panom z tej racji chyba ta powieść do gustu nie przypadnie, także ze względu na mniejsze lub większe uszczypliwości w ich kierunku, ale odmówić uroku tej zwariowanej historii nie można.