Ewan i Charley wrócili na szlak. W trzy lata po czteromiesięcznej wyprawie motocyklowej przez Czechy, Słowację, Ukrainę, Kazachstan, Mongolię, Syberię, Alaskę i całe Stany Zjednoczone, sfilmowanej i opisanej w książce, podjęli się przejechać na motorach całą Afrykę, od Tunezji po Kapsztad. Poprzednia ich książka, * Wielka wyprawa* była sympatyczną relacją pełną równie sympatycznych niedoróbek – dwaj dzielni, samotni wędrowcy niespecjalnie potrafili ukryć, że dla potrzeb filmu dokumentalnego ciągną za nimi dwa samochody wsparcia technicznego, ośmiu ludzi, cała góra sprzętu i technicznych gadżetów, a udawana samotność we dwóch jest w istocie udawaną samotnością we trzech, bo operator kamery również podążał za głównymi bohaterami na motorze. Także kontakty z „tubylcami" sprawiały wrażenie starannie przygotowanych, jeśli nie wyreżyserowanych, choć czasami trudno było oprzeć się
wrażeniu, że miejscowi chcieli sobie z angielskich poszukiwaczy przygód troszkę zakpić, troszkę ich postraszyć... No i dobrze, prawdziwa przygoda powinna być odrobinę niebezpieczna, ale dobrze się kończyć.
Afryka jednak to nie tylko bezdroża i dzika przyroda. To także kontynent nieustabilizowany politycznie, wstrząsany konfliktami, które z plemiennych waśni przeradzają się w wojny. Dwaj dzielni kumple przechodzą w Anglii obóz przetrwania. Uczą się jak reagować w sytuacji zatrzymania na drodze przez zbrojny patrol, rewizji, napadu, blokady granicy. Sytuacji, w której ich nazwiska nikomu nic nie powiedzą, kamera będzie łupem, jasna karnacja – znakiem człowieka znikąd. Na szczęście (tu troszkę zdradzę) cały ten trening niespecjalnie się przyda.
Tym razem ekipa techniczna skuteczniej kryje się w cieniu. Słoneczny reflektor skierowany jest na dwóch twardzieli, co to w nieznośnym upale gnają na swych stalowych rumakach po piaszczystych bezdrożach. Bezlitośnie ścigają się z czasem, codziennie musząc wybierać, czy zwiedzić jakieś ciekawe miejsce, zatrzymać na chwilę dłużej w jakimś miasteczku, czy gnać dalej, bo termin, bo granica, bo prom... Na ogół wybierają wyruszenie w drogę, więc książkowa Afryka jest Afryką zza szybki motocyklowego kasku. Na kaskach zamontowane są kamery, dla podkreślenia iluzji samotnej wędrówki. Pewnie fajny powstał z tego film, dynamiczny. Książkowy dwugłos kumpli, którzy śmignęli przez Afrykę, niczego bardzo ciekawego, niestety, nie mówi – ani o Afryce, ani o nich samych. Prawda, że bardziej niż w poprzedniej części podkreślany jest aspekt charytatywny – panowie głaszczą po główkach dzieci i małego nosorożca, przywożą szkolne wyprawki i składają autografy – w angielskim hospicjum dla dzieci też, pewnie żeby nie stworzyć
wrażenia protekcjonalnych, białych panów na Czarnym Lądzie. Trochę zwiedzają, parę razy podejmują próbę zbratania się ze zwykłymi ludźmi. Najwyraźniej jednak nie z każdej dalekiej podróży musi powstać książka. Czasem wystarczy film.