Dwa problemy operacji Bernhard
Nikt nie miał pojęcia, co się dzieje w tajnej strefie: okna baraków zamalowano, a teren wokół nich otoczono wysokim płotem i gęstym drutem kolczastym. Był to tzw. obóz w obozie. Kruger doskonale zdawał sobie sprawę, jak trudne zadanie otrzymał. W swoim dzienniku zanotował: "'Operacja Bernhard' wiąże się z dwoma problemami! Technicznym i ludzkim (...) Zapanowanie nad więźniami, którzy stali się pozbawionymi praw, zhańbionymi istotami ludzkimi, nie wymagało szczególnych cech charakteru. Zjednanie ich sobie, zachęcenie i porwanie do wysiłku, który stoi w sprzeczności z ich przekonaniami (...) wymagało jednak ode mnie zdobycia ich zaufania. (...) Więźniowie nie uwierzyliby w ani jedno moje słowo. Mnie, z orłem na rękawie bluzy i trupią czaszką na czapce. Co najwyżej uznaliby mnie za kompletnego idiotę" - pisał.
W Sachsenhausen fałszerze mieli nieporównywalnie lepsze warunki niż reszta więźniów - spali na łóżkach z prawdziwą pościelą, nie golono im głów, dostawali porządne jedzenie, a także papierosy. Do ich dyspozycji był również lekarz. W wolnym czasie urządzali pokazy teatralne, a przed ich barakami postawiono stoły do ping-ponga.