Świat nieustannie się rozwija. Staje się podobno coraz lepszy, nowoczesny i ludzki. Nie dziwi zatem pierwsza scena książki, w której chłopiec rozpaczliwie krzyczy na placu pełnym ludzi, a oni zachowują się tak, jakby nic się obok nie zdarzyło. Szanują cudzą prywatność, pilnują swojego nosa, dbają o swoje szczęście, koncentrują się - zgodnie z obowiązującymi trendami - na sobie. Co ich w gruncie rzeczy obchodzi chłopak, któremu właśnie wyrwano z ręki telefon komórkowy?! Mógł go nie używać, po co tu przyszedł, sam jest sobie winien. Zaledwie dziesięcioletni Wania znajduje jednak obrońcę, i to kobietę, Olgę Riazancewą. Cóż, ona stale idzie pod prąd i nie stara się być bardziej postępowa niż otaczający ją świat. Zgłaszają sprawę na komisariat milicji, bardzo w sumie obywatelskiej, przynajmniej z nazwy. To jednak nie jest miejsce w którym ktoś przejąłby się takim mało znaczącym drobiazgiem. Olga, jak zwykle nie wiedząc czemu, obiecuje chłopakowi, że komórkę jednak odzyska. Obiecuje i spełnia obietnicę. I tak
prosto, nieomal naturalnie, zaczyna się ta kolejna zwykła, a w sumie mocno zakręcona historia. Riazancewa bowiem, jak już w coś wdepnie, to na całego.
W życiu Olgi widzimy spore zmiany. Znowu mieszka z Dziadkiem, rozstała się z Timurem. Coś się jednak zmieniło w jej wyglądzie. Jest w ciąży i widać to z dnia na dzień coraz lepiej. A ojciec dziecka nic o nim nie wie... Bohaterką targają emocje i zmienne nastroje. Coraz trudniej jej radzić sobie z nimi. Znowu jednak pełni funkcję rzecznika Dziadka, pod którym to eleganckim sformułowaniem kryje się osoba do zadań specjalnych, nie zawsze przyjemnych.
Poszukując złodzieja nieszczęsnego telefonu komórkowego i spełniając prośbę-polecenie Dziadka, Riazancewa angażuje się w dziwne i niebezpieczne sprawy. Ciekawe jest to, że pozornie rozbieżne, zaczynają się ze sobą łączyć, chociażby przez stale pojawiające się pewne osoby. Od prostej, sztubackiej kradzieży zmierzamy ku brutalnym zabójstwom. Wiele osób kręci, nie mówi prawdy i próbuje coś ukryć. Olga, jak zwykle z uporem kroczy przed siebie, brutalnie wyciągając na wierzch kolejne ukryte tajemnice.
Tatiana Polakowa znowu pozytywnie nas zaskakuje. Tym, że pisząc kolejną powieść utrzymaną w ściśle określonej konwencji potrafi nadal przykuwać uwagę i sprawiać, że lektura jest czystą przyjemnością. Oczywiście, pominąwszy opisywaną przemoc, która do powyższego miana nigdy nie powinna pasować. W czym zatem tkwi siła pisarstwa Polakowej? W barwnie nakreślonych postaciach, im bardziej je poznajemy tym są ciekawsze. W tle obyczajowym wybranego światka elit rosyjskiego miasta. W dystansie wobec postaci opisywanych w powieści. W bezlitosnej ironii i autoironii bohaterki. W skrzącym się humorem języku i czarnym humorze licznych sytuacji. Jest w tej prozie miejsce na śmiech i na ból, na ciepło i na sarkazm, na współczucie i na potępienie ludzkich czynów. Polakowa pokazuje w sumie, że to jak żyjemy bardzo zależy od nas. Wszystko ma swoją cenę, nic nie jest za darmo, a wiele spraw komplikujemy sobie po prostu sami. Ludzie w powieściach pisarki nie są szczęśliwi. Bawią się w gry pozorów, udają zadowolenie, cierpią
skutecznie skrywając ból pod maską twardzieli. Nie potrafią zrezygnować z jednej rzeczy na rzecz drugiej. Pisarka nie zrzuca jednak całej winy na przysłowiowy ślepy los i zbiegi okoliczności, podstawową odpowiedzialność pozostawiając ludziom. Z jednej strony im współczuje, z drugiej jasno i wyraźnie pokazuje, że sami są sobie winni. Tragizm losu zamienia w tragizm ludzkich wyborów, które są często pułapką zastawianą przez nich samych. Ta proza ma swoją gęstość. Jest krwista jak umiejętnie wysmażony befsztyk. Nie każdy może lubi takie danie, ale ci co wyczuleni są na subtelności smakowe powinni być w pełni usatysfakcjonowani.
Mamy tu i odpowiednio zagmatwaną fabułę, mamy stale rosnące napięcie, wątki kryminalne i obyczajowe, niejednoznacznych w ocenie ludzi. Mamy świat, który sprawia wrażenie jakby ciągle było go za mało, czegoś istotnego w nim nieustannie brakowało. Jak zauważa Olga: "Zapewne to moja wina, po prostu nie umiem cieszyć się tym, co daje mi życie. Niby daje sporo, a ciągle nie to."