W jednym z tomów antologii Droga do science fiction jej redaktor James Gunn przytacza interesującą teorię dotyczącą literatury. Głosi ona mianowicie, że cała beletrystyka bazuje na jedynie trzech głównych schematach fabularnych, które odgrywane w różnych dekoracjach przez różne postacie, dowolnie przeplatając się ze sobą, tworzą nieskończoną ilość wariacji.
Schematy te mają być następujące:
1) w grupie o ustalonym porządku wewnętrznym pojawia się „nowy”, ktoś z zewnątrz, i po przezwyciężeniu konfliktów dochodzi z grupą do porozumienia, zajmując w niej ważną pozycję;
2) on spotyka ją albo też ona jego, i po różnorodnych perypetiach żyją długo i szczęśliwie;
3) bohater przechodzi na naszych oczach istotną przemianę wewnętrzną, dojrzewa, najczęściej odbywając wędrówkę w głąb siebie, często symbolizowaną przez wędrówkę w świecie przestawionym.
Oczywiście bywa też, że pomimo wysiłków „nowy” nie zostaje zaakceptowany przez grupę, dobrze zapowiadający się związek wali się w gruzy, albo bohater pomimo bogatych doświadczeń nie zmienia się ani na jotę. Ale, jako się rzekło, to już są wariacje na temat. Po przeczytaniu paru półek książek, mogę autorytatywnie stwierdzić, że na upartego w każdej fabule co najmniej jeden z tych schematów daje się zidentyfikować. Tak na marginesie: polecam wszystkim taką intelektualną zabawę.
Nie trzeba dużego wysiłku, aby opisane schematy odnaleźć w najnowszej na naszym rynku książce Roberta Silverberga. Już sam tytuł sugeruje, że tematem będzie wędrówka. W warstwie fabularnej książka opowiada o podróż piętnastoletniego Josepha Pana Keilloran przez bezdroża planety nazywanej Ojczyzną. Ludzie skolonizowali te planetę, nie bacząc na mieszkające tu tubylcze rasy inteligentne. Pierwsi ludzcy osadnicy, zwani obecnie Ludem, zostali z czasem podbici przez kolejnych. Ci kazali nazywać się Panami i zostali faktycznymi władcami planety, jej zasobów i zamieszkujących ją istot. Joseph należy właśnie do klasy Panów. W czasie, gdy gościł u kuzynów mieszkających na innym kontynencie, wybuchła krwawa rewolucja Ludu. Ledwo uchodząc z życiem, Joseph podejmuje próbę powrotu do odległego o tysiące mil domu. Przemierza lasy i góry, pokonuje piętrzące się przeszkody, przeżywa niebezpieczne przygody. Na swej drodze spotyka miejscowe rasy inteligentne, w tym najbliższych ludziom Tubylców. Spotyka również
przedstawicieli Ludu, zarówno zbuntowanych, jak i lojalnych wobec Panów, a także takich, którzy nigdy Panom nie podlegali. Z każdą z tych grup musi się porozumieć, poznać jej zwyczaje i nauczyć się w niej żyć. Znaleźć swoje miejsce, stać się użytecznym, zaskarbić sobie akceptację i szacunek. W drodze poznaje smak miłości i spełnienia. Dzieje się to dzięki kobiecie jakże innej niż te z jego młodzieńczych wyobrażeń. Ale przez swą dotykalną realność, daleko wszelkie wyobrażenia przewyższającej. Poznaje także samotności, strach, rozpacz. I staje na granicy śmierci. Dzięki tym doświadczeniom uczy się samodzielności w działaniu i myśleniu.
Przebywając długą drogę, odbywa także wędrówkę wewnętrzną. Poznaje siebie, dojrzewa, z dziecka staje się odpowiedzialnym mężczyzną. Dominujący wątek wędrówki do domu jawi się nam jako droga Josepha do „domu wewnętrznego”. Do bycia sobą, sformułowania własnych myśli i poglądów, odczuwania prawdziwych uczuć, podejmowania dojrzałych decyzji. Także zrozumienia, że nadzieja dotarcia do domu, z którą wyruszył w drogę, trzyma go przy życiu.
Robert Silverberg to żyjący klasyk amerykańskiej fantastyki. Bardzo przeze mnie zresztą poważany. Pierwszą powieść opublikował w wieku lat dwudziestu dokładnie pół wieku temu. Do dzisiaj zaś za swoją twórczość 42 razy był nominowany do najważniejszych amerykańskich nagród branżowych: Hugo i Nebula. Pierwszą z nich otrzymał cztery, a drugą pięć razy. W Polsce wydano wszystkie jego najważniejsze książki. Tematyka i postać bohatera Długiej drogi do domu wskazują, że powieść przeznaczona jest raczej dla młodych czytelników. Choć nie ma w niej fajerwerków oryginalności, to pozostaje przykładem dobrego pisarskiego rzemiosła. A autor będący wybitnym rzemieślnikiem, lepszy jest, moim zdaniem, niż marny wizjoner.