Trwa ładowanie...
recenzja
19-07-2011 17:56

Misiek, mama i Alfama

Misiek, mama i AlfamaŹródło: Inne
d2lxkbg
d2lxkbg

Niedawno odradziłam rodzicom dwulatka (i starszej dziewczynki) wyjazd do Portugalii, a dokładniej - do Lizbony. Przekonywałam, że lepiej poczekać ze trzy lata, kiedy nie będzie to już tak organizacyjnie trudne, a i większe będą szanse, że synek coś z pobytu zapamięta. Okładka Miśka wzbudziła we mnie lekkie wyrzuty sumienia – skoro z dzieckiem po świecie podróżuje się łatwo, a na dodatek tanio, to najwyraźniej nie miałam racji. Wrażenia Aldony Urbankiewicz z podróży przeczytałam, zdania jednak nie zmieniłam. Można podróżować z dwulatkiem, nawet bijąc rekordy odległości, można to zrobić nawet całkiem tanio i średnio łatwo (całkiem łatwo przy sporej wprawie rodzicielskiej i zorganizowaniu, które w towarzystwie małego dziecka jest jednak cechą ekstremalnie rzadką) – tylko po co? Na to pytanie nie znalazłam w książce odpowiedzi.

Książka, a właściwie książeczka, z pewnością nie jest literaturą podróżniczą ani poradnikiem. Raczej dzieckiem Internetu, wydanym drukiem blogiem o spacerach z dwulatkiem (kakao i płatki, siku, zabawa samochodzikami, buła, siku, buzi, kopanie mamusi przez sen, kakao…) z odrobiną Portugalii, na którą autorka nie ma zbytnio sił ani czasu, albo jednego i drugiego na raz, Misiek zresztą przesłania jej cały świat, dlatego też, najwyraźniej, na odrobinę uwagi zasługują tylko ci Portugalczycy, którzy śpieszą z hołdami wobec małego bożyszcza, składają mu daniny z ciasteczek, czekolady, baloników, i, broń Boże, nie próbują się zaprzyjaźniać jak równy z równym. W tle przemyka zatem sporo życzliwych i potencjalnie pomocnych miejscowych, w najlepszym razie ignorowanych, często traktowanych z wyższością. Ta „wyższość cywilizacyjna” daje się zauważyć i w tym, że jeśli nawet autorka pozwala swojej rodzinie na odejście od finansowego reżimu żywienia się biwakowym makaronem z pomidorami z puszki, to i tak w
restauracjach wybiera pizzę i spaghetti. Kiedy na pożegnanie z Portugalią mąż odważa się wreszcie zjeść smażone sardynki, a autorka – najpyszniejszą w życiu doradę i zdaje sobie sprawę, że tej kulinarnej nirwany nie zdąży już powtórzyć, to przyznaję, pomyślałam „i dobrze jej tak”.

Książka, a właściwie surowe, nie poddane żadnej obróbce notatki z podróży, rozczarowuje.Nie ukazuje Portugalii jakiejś interesującej perspektywy, może poza niespodziewaną liczbą pięknych parków i ogrodów, na które autorka zwraca uwagę zapewne jako adeptka którejś z nauk przyrodniczych („Delfiny. Kocham ten rząd ssaków”). Zamiast poradnika „Jak łatwo i tanio podróżować z dzieckiem po świecie” mamy tu raczej survivalowy dokument „jak tanio podróżować po kompletnie obcym kraju z kiepskim, przestarzałym przewodnikiem i przeżyć”. Natomiast pytanie, dlaczego z dwulatkiem bić samolotowe rekordy odległości podczas gdy znacznie bliżej można znaleźć plac zabaw i lepiej zaopatrzony sklep GS – pozostaje bez odpowiedzi.

d2lxkbg
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2lxkbg