Miłość w czasach czystek. Recenzja książki "Patrioci"
Pierwsze, co rzuca się w oczy w kontakcie z "Patriotami” Sany Krasikov, to rozmiar tomu. I słusznie. Bo ta ponad 600-stronicowa, zapisana drobną czcionką powieść jest prawdziwie epickim spojrzeniem nie tylko na stalinowską Rosję, ale i na Rosję w ogóle i los rosyjskich Żydów.
Akcja "Patriotów” rozpoczyna się w latach 30., gdy młoda Florance Fein - nowojorska Żydówka, której rodzina zmaga się z trudami Wielkiego Kryzysu - zostaje zatrudniona w firmie pośredniczącej w handlu pomiędzy amerykańskimi firmami, a nieuznawanym jeszcze przez USA Związkiem Radzieckim. Flora, co nie jest dla czytelnika wielkim zaskoczeniem, szybko zakochuje się w jednym z rosyjskich inżynierów i, powodowana kaprysem serca - postanawia wyjechać do ZSRR. A czas jest na to, delikatnie mówiąc nie najlepszy, bo w Europie idzie wojna, a w Rosji szykują się kolejne wielkie czystki.
Równolegle do wątku Flory rozwija się opowieść o jej synu, Julianie. Wyjechał on w latach 70. z ZSRR i zrobił karierę w Ameryce. W 2008 roku wraca do Moskwy, jako konsultant biznesu naftowego - mały tryb w wielkiej, napędzanej ropą i pieniędzmi, machinie, którą stworzyli Putin i jego oligarchowie. Jednak w podróży Juliana do Rosji kryją się też prywatne pobudki. FSB otworzyło właśnie archiwa, syn może więc zajrzeć do dokumentów matki i przekonać się, czy naprawdę była współpracownicą NKWD.
Krasikov jest pisarką o skomplikowanym rodowodzie. To Gruzinka, urodzona i wychowana na Ukrainie, której rodzina w latach 80. wyjechała do Ameryki. Wydaje się, że to właśnie ten galimatias pomaga jej budować bohaterów, których tożsamość rozpięta jest pomiędzy Ameryką a ZSRR - skomplikowanych, przekonujących i skonfliktowanych wewnętrznie. Najbardziej charyzmatyczna jest oczywiście Flora. Niby to naiwne dziewczę, decydujące się na podróż na drugi koniec świata w imię porywów serca, ale gdy przychodzi co do czego to także zdeklarowana, ideowa komunistka i zdeterminowana matka, gotowa toczyć grę z NKWD, by chronić swoich najbliższych. W postaci Flory Krasikov udaje się odpowiedzieć na zadawane od dekad pytanie: "jakim cudem porządni ludzie, o lewicowych ideałach, godzili się na warunki życia w ZSRR i przymykali oczy na szerzony przez Stalina terror?” Tytułowi "Patrioci” to nie głupcy, nie zdający sobie sprawy z tego, jak naprawdę wygląda wymarzony przez nich raj robotników (taka odpowiedź byłaby dla Krasnikov za prosta), ale ludzie inteligentni i wykształceni, decydujący się na coraz większe kompromisy w imię wewnętrznej spójności. Flora nie odwraca się od ZSRR nawet, gdy ją i jej najbliższych rozjeżdża krwawa machina NKWD i Gułagów, a największym triumfem Kasikov jest to, iż nawet w najgorszych dla Flory sytuacjach czytelnik nie kwestionuje jej wierności.
Równie fascynujący jest wątek współczesny, rozgrywający się w putinowskiej Rosji. Już samo zestawienie go z wątkiem Flory sugeruje pewne podobieństwa pomiędzy Rosją Putina i Stalina. Ale Kresnikov nie idzie na skróty i nie czyni prostackich porównań. Kraj, który odwiedza Juliana ma oczywiście problemy z praworządnością (stanowią one ważny element tego wątku), ale to nie ZSRR rządzone przez NKWD. Krasnikov trafnie obrazuje jednak konsekwencje dla rosyjskiej mentalności, wynikające z dekad przeżytych pod komunistycznym jarzmem. Współczesna Rosja jest zatem w "Patriotach” krajem całkiem innym, ale tym samym - wciąż zamieszkują ją bowiem ludzie, gotowi sięgnąć po wszelkie metody, by osiągnąć swój cel; ludzie śliscy, przywykli do życia w płynnej rzeczywistości pozbawionej zasad, w której istnieją tylko zawoalowane interesy i strefy wpływów.
Są też "Patrioci” wyzwaniem rzuconym czytelnikom powtarzającym bzdury na temat żydokomuny. Niemal wszyscy najważniejsi bohaterowie są zeświecczonymi Żydami, a Krasnikov przypomina, jak powszechny był w sowieckiej Rosji antysemityzm i jak często podjudzano go, by usprawiedliwić wewnątrzpartyjne czystki.
Jeżeli można coś "Patriotom” zarzucić, to pewną niespójność narracyjną. O ile wątek Juliana opowiadany jest z w pierwszej osobie, o tyle w wątku Flory, mamy do czynienia z klasycznym narratorem wszechwiedzącym. Kresnikov traci jednak miejscami czujność i pozwala owemu narratorowi zbytnio zbliżyć się do bohaterki. Nie jest to szczególnie uciążliwe, ale niepotrzebnie wybija czytelnika z rytmu lektury. Szkoda też, że zaledwie w kilku, początkowych rozdziałach narrator skupia się na Lennym - synu Juliana i wnuku Flory, który pomimo cierpień babki i ucieczki ojca, postanawia wrócić do putinowskiej Rosji by spełnić swój "rosyjski sen”. Głównie poprzez angażowanie się w podejrzane interesy, w których maczają palce wszechwładni oligarchowie. W przeciwieństwie do ideowej Flory i rozsądnego Juliana, Lenny jest postacią trudną do uchwycenia i ocenienia. To ponoszący porażkę za porażką karierowicz, który doskonale zdaje sobie sprawę z wszystkich wad współczesnej Rosji, ale nie przeszkadza mu to kochać ojczyzny. Gdyby Krasnikov chętniej oddawała mu głos, książka byłaby jeszcze lepsza.