Zetknięcie się ze śmiercią – czy to z odejściem kogoś bliskiego, czy też z zagrożeniem utraty własnego życia – wyzwala w nas często całą lawinę uczuć, o które wcześniej byśmy siebie nawet nie podejrzewali. W niektórych budzi się strach, przed którym potem starają się ze wszystkich sił uciekać. Jest to jednak z góry skazane na niepowodzenie, bo przecież strach ów noszą w sobie. W innych narasta rezygnacja. No bo, jeśli i tak umrzemy – myślą sobie – niezależnie od tego, jak żyjemy i co osiągamy w życiu, to po co w ogóle się starać? Są też jednak i tacy, w których doświadczenie śmierci budzi uśpioną do tej pory chęć do życia, pragnienie intensywnego przeżywania tego ograniczonego czasu, który został im dany. Budzi także tęsknotę do najpełniejszego wyrażenia tego życia, a takim od zawsze jest miłość. Ktoś, kto obcuje ze śmiercią na co dzień, odczuwa te skrajne emocje na przemian, co może prowadzić do wewnętrznego wypalenia i zobojętnienia na uczucia innych. Ze wszystkich sił przed takim obrotem sprawy broni
się Shinjurō, zawodowo zajmujący się balsamowaniem zwłok. Swoją pracę traktuje jako misję, zobowiązanie wobec żyjących bliskich zmarłego. Przywracanie martwemu ciału godnego wyglądu, pozwala żywym bez poczucia winy i żalu pożegnać się z krewnym czy przyjacielem, który odszedł z tego świata. A także zachować jego „żywy” obraz w swojej pamięci. Jednak w samym Shinjurō ciągłe stykanie się z chłodem śmierci wyzwala obsesyjne pragnienie odczuwania ciepła. A to wcale nie ułatwia mu okazywania uczuć, czy dostrzegania ich u innych.
Piąty tom intrygującej mangi Balsamista, która przybliża nam dzieje Shinjurō i osób z nim związanych, po raz kolejny pogłębia naszą wiedzę o najbardziej intymnych aspektach ludzkiej egzystencji. A więc w jakimś stopniu wiedzę o każdym z nas. W poszczególnych epizodach komiksu możemy przeglądać się jak w lustrze, zobaczyć swoje prawdziwe oblicze, prawdziwe uczucia, myśli, obawy i pragnienia. A wszystko to przez pryzmat przeżyć poszczególnych bohaterów. Mamy więc prezesa wielkiej korporacji i jego nieślubnego syna, których społeczne konwenanse i życiowe uwarunkowania zmusiły do życia z dala od siebie. Dopiero śmierć pierwszego z nich daje drugiemu szansę na poznanie prawdy. Jest też projektant strojów pośmiertnych, który pragnie „żyć w zgodzie z samym sobą”. Musi więc wciąż pokonywać masę ludzkich uprzedzeń wobec swojego zamiłowania do noszenia damskich sukienek. Poznajemy również piękną i niezbyt wierną kobietę oraz zakochanego w niej bez pamięci, zazdrosnego męża. A takie zestawienie niechybnie
prowadzi do dramatycznych konsekwencji. W końcu spotykamy oczywiście także samego balsamistę, który darzy uczuciem młodziutką Azuki, ale nie potrafi jej tego wyznać. Ona zaś odwzajemnia to uczucie, ale nie jest w stanie przebić się przez barierę własnej nieśmiałości i mury obronne, które Shinjurō wzniósł wokół swojego serca.
Tak, jak w poprzednich tomach cyklu, także tutaj Mihara Mitsukazu nie boi się dotykać społecznego tabu, poruszać spraw trudnych, budować dla swoich bohaterów sytuacji problemowych i niejednoznacznych. Uzyskuje dzięki temu nie tylko efekt oryginalności, ale przede wszystkim niezwykłej autentyczności. Szczerość i taktowność, z jaką porusza się po terenie najdelikatniejszych ludzkich uczuć i najtrudniejszych przeżyć, powoduje, że Balsamistę czyta się, angażując nie tylko myśli, ale i głębokie emocje. Odwadze autorki w mówieniu o śmierci dorównuje tylko jej odwaga mówienia o miłości. Bo miłość to ta cienka jak papierowy japoński parawan zasłona, która oddziela nas od śmierci. Choć delikatna i krucha, to jednak niezmiernie ważna. Bo jedyna.