Jedna pani prokurator bezwzględnie ścigająca wszelkiej maści przestępców, jeden były agent FBI, zaginiona przed laty córeczka tej pierwszej, działalność biura detektywistycznego tego drugiego, to według Karen Robards dobry materiał na sensacyjną fabułę. Jednak ta książka z pewnością nie jest zwykłym thrillerem, lecz nowym literackim gatunkiem, który sama autorka określa jako thriller romantyczny (właśnie tak!). Nie da się bowiem ukryć, że Jack Hogan, ów wcześniej wspominany agent, darzy gorącym i niesłabnącym od lat uczuciem Sarę Mason, dzielną panią prokurator, która zdaje się tegoż uczucia nie dostrzegać i traktuje mężczyznę jak przyjaciela. Jakkolwiek wyżej wskazane połączenie mogłoby się wydawać karkołomne, wydaje mi się, że w przypadku tej książki całkiem nieźle zdaje egzamin. Z jednej strony fabuła jest bowiem osnuta wokół spraw prowadzonych przez Sarę i nowego wątku w sprawie zaginięcia jej córki, z drugiej zaś koncentruje się także na burzliwym uczuciu, które łączy tych dwoje. Te dwa wątki
przeplatają się przez całą powieść tworząc nawet spójną i interesującą całość. Dzięki takiej literackiej kombinacji gatunków, autorka ma szansę swoimi książkami odnieść sukces zarówno u męskiej, jak i żeńskiej części czytelników – w myśl hasła „Dla każdego coś miłego” - strzelaniny, pościgi, zamachy i dreszczyk emocji z jednej strony, zaś wątek miłosny i sercowe rozterki, skłaniające do wzruszeń, okraszone psychologiczną i emocjonalną analizą bohaterów z drugiej.
Jeśli ten sposób pisania jest charakterystyczny dla Karen Robards (nie wiem, bo poprzednich jej pozycji nie miałam okazji czytać), to wróżę jej kolejnym powieściom sukces. Zaginioną czyta się bardzo dobrze, książka ma dobre tempo, nieco zawikłaną, ale zrozumiałą intrygę i finał, którego nie sposób się domyślić, choć można mniemać, że będzie (jakżeby inaczej) szczęśliwy. Niezbyt ambitna, ale poprawna pod każdym względem pozycja.