Trwa ładowanie...
recenzja
12-03-2012 12:39

Między Austrią a Australią

Między Austrią a AustraliąŹródło: "__wlasne
d1477z6
d1477z6

Utracony raj. Dwie części, dwie opowieści. Najpierw Alma i Almut. Dwie przyjaciółki, które wymarzyły i wyśniły sobie Australię. Mały kontytnent inspiruje wszechobecnym a jednocześnie ledwie sformalizowanym sacrum; sztuką, która wymyka się jakimkolwiek wytycznym. Alma i Almut usiłują przedrzeć się przez powierzchnię Australii i tym samym dotrzeć do istoty uniwersum. Poznając obowiązujące w niej rytuały, ceremonie i praktyki religijne, starają się pojąć nie tylko przeszłość ale i przyszłość ludzkości. Historia i kultura Australii stają się zasadniczym punktem odniesienia, wszelką przyczyną. Pewnego razu w australijskim biuletynie teatralnym pojawia się informacja o zbliżającym się festiwalu; poszukiwani są statyści chcący występować jako anioły. W drugiej części powieści pojawia się Erik Zondag – zblazowany i znudzony sobą krytyk literacki. Chcąc uciec od pracy i jednocześnie wrócić do formy, Erik decyduje się na kurację w austriackim sanatorium poleconym przez znajomego. Z dala od swoich myśli,
nabiera świadomości własnego ciała - jada pieczywo z olejem z siemienia lnianego, jogurty z koziego mleka oraz mus z łososia, pija melisę i rozmaryn a przede wszystkich regularnie uczęszcza na masaże. Na jednym z nich spotyka anioła, którego kilka lat wcześniej poznał w Australii…

Postaci Ceesa Nootebooma nie są całkowicie czytelne; spoglądamy na nie z dystansu czytelnika, który miast wiedzieć musi się domyślać. Biografie Almy i Erika to w istocie kolaże stworzone z dygresji, choatycznych narracji i faktów opisanych na marginesie powieści. Nooteboom unika rzeczywistości oraz budujących ją konkretów. Jego styl określa minimalizm i literacki ascetyzm. Autor unika słów, które mogą okazać się zbędne i skupia się wyłącznie na tym, co obligatoryjne. Jednocześnie proza Notebooma bywa poetycka, metaforyczna, a nade wszystko wyjątkowo staranna.

W jednym z rozdziałów Utraconego raju czytamy:

“Niektórzy pisarze robili się nieprzyjemnie starzy, z czasem znane były wszystkie ich obsesje i manieryzmy, za mało się umierało w literaturze niderlandzkiej. Reve, Mulisch, Claus, Noteboom, Wolkers, oni wszyscy już pisali, gdy on jeszcze leżał w kołysce, i nic nie zapowiadało, żeby mieli zamiar z tym skończyć. Uważał, że ideę swojej nieśmiertelności brali zbyt dosłownie”.

Nie wiem, nie zauważyłam. Może dlatego, że nie jestem specjalistką w kwestii literatury niderlandzkiej. A może dlatego, że dobrze czytało mi się Notebooma.

d1477z6
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1477z6