Trwa ładowanie...
recenzja
06-02-2012 12:40

Miała być bajka z Sycylią w tle…

Miała być bajka z Sycylią w tle…Źródło: Inne
d3ab45y
d3ab45y

No właśnie, a przecież oczekiwania były inne. Miała być bajka z Sycylią w tle, miłość, intrygi, tragedia... No ok, powiedzmy, że „są momenty". Ale to trochę za mało, by czytać powieść z zapartym tchem, współczuciem, złością czy jakimikolwiek innymi odruchami. Po prostu przewraca się strony, bo skoro już się zaczęło...

Diane Sterling – autorka i główna bohaterka powieści – wychodzi za mąż za sycylijskiego potentata Tancrediego. Roczpoczyna życie jak z bajki, u boku najbogatszego człowieka na wyspie, mając wszystko to, o czym zamarzy. Szybko jednak mydlana bańka pryska, a ukochany mężczyzna zaczyna pokazywać z nieznanej wcześniej strony. Przyzwyczajona do innego życia kobieta rozpoczyna walkę o swoją godność, szczęście i miłość.

Brzmi obiecująco, choć mało oryginalnie. Ale cóż, na scenariusz życia nie ma się czasem wpływu, a że to właśnie na tym polega sekret powieści, sygnowanej dopiskiem „pisane przez życie" – należałoby przyjąć, że być może losy kobiety mają w sobie coś, co nie pasuje do losów setek innych kobiet z całego świata. Lepiej jednak tego nie robić – Sycylijskie wesele niczym nie zaskakuje.

Czyta się tak sobie. O walorach literackich nie ma co mówić, bardziej wrażliwi będą wyczuwali infantylizm językowy i stylistyczny, ale ogólnie można powiedzieć, że powieść jest lekko i płynnie napisana. Nie zmienia to jednak faktu, że ogólne wrażenie (a może jego brak...?) zdecydowanie skreśla historię „tragicznej" miłości z listy wszelkich bestsellerów czy must have'ów.

d3ab45y

Ciężko powiedzieć coś więcej poza tym, że powieść jest po prostu nudna. Historii takich, jak ta opowiedziana przez Diane Sterling jest setki, ba, bywają bardziej „soczyste". Nie żeby zawsze musiała być rozlana krew, przemoc i różne męki, ale nie wiem, co w zasadzie autorka chciała przekazać, cóż takiego niesamowitego przeżyła, że poczuła potrzebę podzielenia się tym z setkami czytelników. Zakochała się, szczęśliwie, ale mąż okazał się chorobliwie zazdrosny. Czyli absurdalne podejrzenia, bla bla, śledztwa, kłótnie, hektolitry łez, czasem przegięcia, czyli... buchnęło, zawrzało i zgasło. Ergo nic, czego nie można by się spodziewać (i o czym w zasadzie już mówi blurb). Można podumać nad sycylijskimi widokami, aurą i klimatem. Ale to za mało, bo jednak czeka się na coś więcej (nie ukrywajmy, wielu z nas ma smaka na coś maksymalnie mocnego, kiedy wie, że lektura właśnie do czegoś takiego może prowadzić). A tu wielkie licho i jakby czas stracony.

Być może to po prostu kwestia sposobu, w jaki jest opowiedziana. Należy powtórzyć, że to historia pisana przez życie, więc nie powinno się umniejszać wartości doświadczeń autorki, bo każdy odczuwa inaczej. Ale powieść można ocenić. Paradoks polega na tym, że to właśnie powieść o życiu. I koło się zamyka, bo oceniając ją – ocenia się losy bohaterki-autorki. Taki problem będzie zawsze, więc może po prostu nie zawsze warto zamykać swoich losów w literackich ramach i narażać na trywializację? Można też zwalić na znieczulicę, zadawać pytania „no czego jeszcze oczekujesz?!". Ale odpowiedź się znajdzie, całkiem sensowna: od książki, która ma przedstawiać anormalne(a nawet patologiczne, jak wiele innych książek z tej serii, np. * Uprowadzone* czy * Ukarana) życiowe sytuacje wymaga się wstrząsu, niezwykłych wrażeń (pozytywnych lub nie, przecież nie jest powiedziane, że powieść nie
może być np. o nieprzyzwoitym szczęściu...), odczuć, które wywołają pewne reakcje – oburzenie, bunt, niezgodę, radość, śmiech. Ziewanie to zdecydowanie nie TEN odruch... *
Więc po co opowiadać komuś historię, która nie wywoła absolutnie żadnego wrażenia...? Nie uczy, nie bawi, nie zasmuca, nie ma z niej żadnych wniosków. Ok, miejscami wzrasta poziom zainteresowania, coś zaczyna się dziać, już chce się powiedzieć „o matko, co za..."... ale kończy się słowami „...pyszna herbata, idę po następną". Plus dla autorki za kreatywność, chęć tworzenia, przybliżenie egzotyki Sycylii. Miejscami naprawdę robiło się przyjemnie. Nadal mało, ale każda książka, jako twór, z natury jest dobra.

Można się poczuć po prostu oszukanym. Po lekturze nie pozostaje nic, czyta się średnio, szału nie ma, a przecież miało chyba być inaczej. Dobre dla tych, którzy naprawdę nie potrafią żyć bez książki, nieważne jakiej, byle czytać, jako przerwa między naprawdę ambitnymi książkami. Oczywiście, pisać można o wszystkim i być może Sycylijskie wesele znajdzie swoich zwolenników. Ale nie jest to książka ani ciekawa, ani nawet nudna w dobrym stylu. Jest nijaka, a to chyba gorsze od bycia złą książką...

d3ab45y
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3ab45y