Trwa ładowanie...
recenzja
16-07-2010 15:09

Mężczyzna bez kobiety, kobieta bez serca

Mężczyzna bez kobiety, kobieta bez sercaŹródło: Inne
d8jhl4c
d8jhl4c

Kiedy czytam na okładce książki, że oto dzierżę w dłoni bestseller „New York Timesa", okrzyknięty przez krytyków nowymi * Wichrowymi Wzgórzami, zaś przez recenzenta „The Washington Post" uznany za „opowieść o tak palącym pożądaniu, że trzeba ją czytać pod zimnym prysznicem", to moje wymagania względem lektury automatycznie rosną. I chyba tu popełniłam błąd. Może do *Żony godnej zaufania należało podejść jak do pierwszego lepszego romansidła, jakich na księgarskich półkach dziś wiele? Może wtedy zachwyciłaby mnie choć odrobinę, wyróżniając się na tle innych. Niespecjalnie jednak wiem, czym wyróżniać w ogóle by się mogła. Oto otrzymujemy bowiem historię dość przeciętną, o przeciętnej zresztą miłości, która rozegrała się na początku wieku dwudziestego w czasie mroźnej zimy, w murach zachwycającego swym przepychem domu. Schemat jest prosty – mężczyzna po przejściach szuka kobiety dobrej i uczciwej, która w ostatnich latach
życia pomoże mu znieść trudy dnia powszedniego. Ponieważ jest bogaty, chętnych nie brakuje. Ku swojemu nieszczęściu, spośród masy kandydatek wybiera jednak tę złą, której nie amory w głowie, a już na pewno nie prawdziwa miłość, wierność czy uczciwość małżeńska. Ona z kolei, zaopatrzona w dobrą minę, skromne stroje i fiolkę arszeniku, rusza na podbój jego rodzinnej miejscowości, zostawiając za sobą czekającego na jej powrót kochanka. Wrócić ma oczywiście jako nieutulona w żalu wdowa, bogatsza o pieniądze swego niedawno poślubionego, a już zmarłego męża.

Niestety, motyw miłosnego trójkąta tylekroć był już w literaturze światowej wykorzystywany, że wszelkie próby jego reaktywacji nużą niemiłosiernie – nawet, jeśli autor dorzuci do tego szczyptę pikanterii w postaci łączących bohaterów więzów krwi. Żona godna zaufania jest więc pozycją, która nie poddaje się zbyt łatwo pochlebnej ocenie. Sprawę komplikuje również maniera pisarska Goolricka, sprowadzająca się do budowania zdań prostych i przykrótkich oraz stosowania ciągłych wyliczanek, torpedujących czytelnika swoim nadmiarem. Wbrew pozorom, niespecjalnie to treść dynamizuje, wręcz przeciwnie – lektura szybko zaczyna męczyć, tym bardziej, że nieoczekiwanych zwrotów akcji mamy tu jak na lekarstwo, zaś znakomitą większość fabuły z racji jej zbyt dużej przewidywalności da się dopowiedzieć po pobieżnym tylko kontakcie z książką. To jednak, co udało się Goolrickowi bez dwóch zdań, to kreacja bohaterów – bogatego, choć nieszczęśliwego Ralpha, żądnej jego majątku Catherine i wtórującego jej Antonia, który nie bez
powodu na tegoż właśnie człowieka się uwziął. I tak, zdesperowany Ralph gotowy jest przyjąć pod swój dach kobietę niezbyt ładną i inteligentną, byle tylko zapełnić pustkę w swym życiu i postawić kres ludzkiemu gadaniu, któremu od lat nie ma końca. Nie jest to jednak – jak wymagałby tego schemat – człowiek nudny czy przeciętny. Jako syn ludzi światłych i bogatych, kształcił się w świecie, dając upust swym najróżniejszym żądzom, by powrócić wreszcie do domu rodzinnego z kochaną kobietą u boku. Nie wszystko jednak potoczyło się po jego myśli, a z czasem ani po kobiecie tej, ani też po dwójce dzieci, jakich się z nią doczekał, śladu nie było. Po latach samotności Ralph decyduje się więc na publikację ogłoszenia w gazecie, które pozwoliłoby mu wybrać odpowiednią dla siebie partnerkę. Dobry, opanowany i rozważny zdaje się przy tym zupełnym przeciwieństwem Antonia, próżnego kochanka Catherine, z którym łączy go jednak wspólna słabość do kobiet, seksu i alkoholu.

A sama Catherine? Oto, jak przedstawia ją autor: „Catherine Land lubiła początki. Lubiła zapowiedź pustego pokoju, pierwszy pocałunek, pierwszy zamach na cudzą własność. I zakończenia. Dramat tłuczonego szkła, martwego ptaszka, łzawe pożegnanie, straszne ostatnie słowo, którego nie można cofnąć ani wymazać z pamięci (...). Była samotną kobietą, która odpowiedziała na ogłoszenie w gazecie, kobietą, która pokonała dziesiątki mil na cudzy koszt. Nie była czuła ani uczuciowa, prosta ani uczciwa. Była zdesperowana i pełna nadziei. Była jak te wszystkie kobiety, których złudzenia wyśmiewała z przyjaciółkami, tylko że teraz patrzyła takiej kobiecie w twarz i nie widziała w niej nic zabawnego". Oczywiście, jak na porządne romansidło przystało, pozornie bezwzględna i zapatrzona w siebie Catherine okazuje się w końcu istotą czułą i rozumną, która zła by wcale nie była, gdyby nie naznaczone traumą dzieciństwo, rzutujące rzecz jasna na chwilę obecną.* Nie dziwi więc fakt, że czytelnik się wzruszy, nad losem biednej
zapłacze i daruje jej ten plan podstępny, jakże misternie przecież obmyślony, zakładający zgon Ralpha w niedługim zresztą czasie.
*

Oprócz postaci, ładnie nam Goolrick buduje i opisy. W zestawieniu ze sporą dawką romantyzmu i niewiele mniejszą dawką grozy dają one połączenie dosyć ciekawe, które istotnie podobać się może. Oczywiście pod warunkiem, że nie mamy względem literatury zbyt wielkich wymagań, a rozrywka jest jedynym powodem, dla którego po książkę w ogóle decydujemy się sięgnąć. Brakuje tu również tej wielkiej pasji i namiętności, którą w * Wichrowych Wzgórzachdawało się wyczuć – niby o pożądaniu czytamy tu wiele, ale treść to zbyt sucha i uboga, aby mogła zostać uznana za przekonywającą i rzeczywiście absorbującą. Nie wiem też, na ile uprawnione jest dzisiaj tworzenie tego typu literatury – biorąc do ręki książkę Goolricka ma się bowiem wrażenie, że znów wróciliśmy do wieku dziewiętnastego, że żadnych rewolucji w literaturze nie było, a czas na Emily Brontë faktycznie się zatrzymał. Jeśli zaś chodzi o konieczność czytania *Żony godnej
zaufania
pod zimnym prysznicem – cóż... Może to kwestia żartu, może temperamentu?

d8jhl4c
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d8jhl4c