Jestem wierny poglądowi, że dobra fantastyka – niezależnie od przynależności do jej licznych nurtów – to taka, która mówi o czymś, co jest, poprzez ukazywanie czegoś, czego nie ma. Jest więc swego rodzaju współczesną przypowieścią, parabolą, metaforą. W ten sposób skonstruowane fantastyczne dzieła zmuszają do intelektualnej aktywności podczas lektury w celu odkrywania powiązań fantazji z rzeczywistością, a potem – skłaniają do refleksji i przemyśleń na temat natury i funkcjonowania świata, społeczeństwa, człowieka. Opowiadania Cezarego Michalskiego ze zbioru Gorsze światy sytuują się na granicy tak rozumianej fantastyki. Są one raczej tekstami publicystycznymi ubranymi w groteskowo-fantastyczny kostium, spod którego co chwila wyziera rzeczywistość znana zza okna, a jeszcze bardziej – z medialnej sieczki informacyjnej. Autor opisuje bliski nam świat i jego problemy odbite w bardzo krzywym zwierciadle – wyolbrzymione, przejaskrawione, zgroteskowane. Czasem tak mocno, że... przestają wydawać się groźne.
Spróbujmy naświetlić kilka z tych problemów.
Na czoło wysuwa się kwestia totalnego ogłupienia ludzi przez konsumpcję, reklamę i media. Z wizji Michalskiego łatwo wyciągnąć wniosek, że nieograniczona wolność działania ponadnarodowych koncernów – i służących im elit politycznych, religijnych, kulturalnych – w tych dziedzinach, prowadzi nieuchronnie do totalitarnego zniewolenia jednostki i społeczeństwa. Co gorsza jest to zniewolenie „aksamitne”, któremu ludzie poddają się zupełnie nieświadomie. Wprowadzane jest bez jawnej przemocy ze strony rządzących, więc – w zdecydowanej większości – nie wywołuje także jawnego oporu. Nieokreślone siły, będące u rzeczywistej władzy, wykorzystują w tym celu niebywałą przewagę technologiczną, która pozwala im niemal dowolnie kształtować ludzkie umysły, myśli, przekonania, a co za tym idzie – zachowania. Człowiek po poddaniu tego rodzaju obróbce staje się przewidywalnym konsumentem – bezrefleksyjnie spożywa podsuwane mu dobra, a także idee, pojęcia, fałszywe konstrukty myślowe. Bo jeśli można przekonać go do
wszystkiego, to znajdzie się ktoś, kto zechce tę możliwość wykorzystać dla własnych celów.
W opisywanych przez autora „gorszych światach” niezmiennie objawia się negatywna rola mediów. Przybierający na sile proces, polegający na tym, że zamiast opisywać i analizować rzeczywistość, media usiłują ją kreować, osiąga w tych światach swoje apogeum. Czwarta władza nie tylko przestała kontrolować trzy pozostałe, ale jest z nimi w znakomitej komitywie, a nawet je zastępuje. Prawdziwa rzeczywistość społeczna zastąpiona jest przez totalne reality show, w którym wszyscy ludzie stają się aktorami. Tak zbudowana wirtualna rzeczywistość, oderwana od kulturowych, religijnych korzeni, zastępuje rodzinę, przyjaciół, a nawet wrogów. Każdy z występujących w niekończącym się przedstawieniu, sprzedaje siebie – nie tylko swój wizerunek, ale i swoje wartości, tożsamość, indywidualność, samodzielność.
Nieliczne jednostki, które uświadamiają sobie skalę zniewolenia, skazane są na „męczeństwo na pluszowym krzyżu”. Poznając totalność władzy, uświadamiają sobie też beznadziejność swego położenia, stawianego oporu, bezsilność. Próbują jednak się buntować (jawnie lub przynajmniej wewnętrznie), walczyć z wszechwładnym systemem. I choć przegrywają, przynajmniej częściowo udaje im się ocalić własne człowieczeństwo. Bo w takich „gorszych” niż nasz światach, wolność jest zawsze złudzeniem. A pozbawiony wolnego wyboru człowiek przestaje być człowiekiem. Niezbyt optymistyczna to wizja. Ale też i cel Michalskiego był chyba zgoła odmienny. Chciał on wstrząsnąć czytelnikami, otworzyć im oczy na to, co się – według niego – wokół dzieje, nie pozostawiać ich obojętnymi. Najbardziej optymistyczną konkluzją jego opowiadań wydaje mi się nadzieja, że może jednak nasz rzeczywisty świat jeszcze nie stał się do końca „gorszy”...
Oszczędne w dialogi, nasycone znaczącymi nazwami i pojęciami (pisanymi z wielkiej litery) teksty, nie są zbyt łatwą lekturą. Jednorodność przesłania także nie upraszcza kontaktu z ich treścią. Spośród sześciu zamieszczonych w zbiorze, dwa opowiadania wydały mi się szczególnie interesujące. Może dlatego, że najwyraźniej odróżniają się od monotematycznej reszty. Pierwsze to „Dzika genetyczka” – opisujące świat, w którym to kod DNA określa, kim człowiek ma stać się w przyszłości. Na szczęście, tym ludziom, którzy chcąc wpłynąć na własną przyszłość, przychodzi w sukurs czarny rynek manipulacji kodem. Drugie opowiadanie to „Telewizja Babilonu” – zdecydowanie najciekawsze i najbardziej pogłębione z całego zbioru. Odpowiedź na pytanie, skąd czerpał wizje autor piszący „Apokalipsę” jest intrygująca, świeża i... bardzo fantastyczna.