Trwa ładowanie...
recenzja
10-04-2011 18:49

Męcząca karuzela zdarzeń

Męcząca karuzela zdarzeńŹródło: Inne
d1fuv25
d1fuv25

Starałam się bez uprzedzeń podchodzić do kolejnej książki Cathleen Schine, której * Trzy kobiety z Westport* były dla mnie nie lada męką. Mówiłam sobie: daj jej szansę, nie czepiaj się. Jednak Między nami nowojorczykami okazało się podobnym doświadczeniem. Jest to powieść tak drażniąca, jazgotliwa i egzaltowana, że wielokrotnie w trakcie lektury miałam ochotę rzucić nią o ścianę. Ale cóż, taki jest los recenzentki: dotrwałam do końca, próbując ignorować nawoływania mojego umysłu, który błagał o łaskę.

Nie lubię szantażu, którym posługuje się Schine. W Trzech kobietach z Westport był to szantaż polegający na odwołaniu się do * Rozważnej i romantycznej* Jane Austen . Ten zabieg miał zamydlić oczy czytającemu (a raczej czytającej) i wpoić mu (jej) przekonanie, że ma do czynienia z książką pokrewną bądź co bądź wielkiej literaturze. Jak tu źle oceniać powieść, która za wzór stawia sobie twórczość Jane Austen ? W Między nami nowojorczykami z kolei narzędziem szantażu są psy. Wiadomo: psy, psiaki i pieski są obiektem prawie ogólnej ludzkiej sympatii. Dodaj kilka psiaków do kiepskiego romansu, który chce udawać, że nie jest romansem, a może czytelnik nie zauważy jego kiepskości, zajęty zachwytem nad
słodkimi zwierzakami.
Co tu dużo mówić: Cathleen Schine jest niezłą spryciarą, jeśli chodzi o manipulowanie czytelnikiem. Innym jeszcze sposobem jest wplatanie w tekst różnych zgryźliwości i ironii, aby stanowiły przeciwwagę dla romansowej fabuły. Schine z jednej strony nie chce zrezygnować z harlekinu, z drugiej strony chce puścić oko do tak zwanego wymagającego czytelnika: patrz, z jakim dystansem opisuję miłosne perypetie moich bohaterów, nie jestem żadną Danielle Steel , tylko autorką na poziomie. W rezultacie powstaje mieszanka, która raczej nikogo nie może zadowolić.

Bohaterowie recenzowanej przeze mnie powieści mieszkają przy jednej z nowojorskich ulic i albo już mają psa, albo właśnie decydują się jakiegoś przygarnąć, co rzecz jasna owocuje doniosłymi zmianami w ich życiu. Jedna z bohaterek, bodajże najmłodsza (reszta jest około czterdziestki lub starsza), dwudziestosześcioletnia Polly, decyduje się na wynajęcie mieszkania tylko dlatego, że znajduje w nim małą piszczącą psią kulkę: poprzedni pan owej kulki zakończył żywot wieszając się, mieszkanie jest „ciemne, za duże na jej potrzeby i za drogie jak na jej kieszeń”, ale widząc nieszczęsnego szczeniaka, Polly spontanicznie decyduje się na wynajem lokalu, który już miała opuścić z niesmakiem. Był to bodajże pierwszy moment mojej lektury, w którym pomyślałam sobie, że chyba nie dam rady czytać dalej. Nie tylko dlatego, że decyzja Polly jest kompletnie nielogiczna: mieszkanie jej się nie podoba, dopiero co zaszły w nim makabryczne zdarzenia, a szczeniakiem można się też przecież zaopiekować, nie wynajmując od razu całego
lokum. Także dlatego, że chwilę potem w związku z tym „za drogim” mieszkaniem Schine pisze „kusząco niski czynsz”, a jeszcze później znów „mieszkanie było za drogie jak na jej kieszeń”. To w końcu jak: za drogie czy jednak tanie? Albo i taki fragment: „Gdy wszystko było już gotowe, okazało się, że wygląd mieszkania potwierdza uprzedzenia Polly. Zamiast błyszczeć minimalizmem, świeciło pustkami, a barwy nie były pogodne, lecz po prostu bure. (…) Polly nie posiadała się z radości”. Takich niekonsekwencji, dziwacznych sformułowań i logicznych wpadek jest więcej, ale Cathleen Schine zdaje się wyznawać zasadę: nieważna logika, ważne, żeby się dużo działo, jak na karuzeli. Dlatego serwuje nam zwroty akcji, które nie wynikają z niczego, nieudolnie kopiując romantyzm typowy dla hollywoodzkich komedii. Łączy bohaterów, z których żaden nie daje się specjalnie lubić (starzejący się gbur, leniwy i pozbawiony ambicji trzydziestolatek, stary kawaler, dla którego pójście do knajpy z kobietą jest nie lada wyzwaniem, do
tego kilka histeryczek w różnym wieku) na chybił trafił i wplata absurdalne wyznania miłości i propozycje małżeństwa w momentach, w których, zdaje się, zabrakło jej pomysłów na dalszy rozwój akcji. Nie twierdzę bynajmniej, że uczucia muszą się kierować konsekwencją, ale w tej powieści panuje kompletny uczuciowy bałagan: nieważne, kto z kim, jak nie wyszło z tym, to można z braku laku przerzucić się na kogoś innego, a gdy się zastanowić nad powodem trwania w danym związku, to nie przychodzi nic do głowy. Może się nawet okazać, że partner czy partnerka jedynie złości, męczy i denerwuje. To samo robi z czytelnikiem ta książka. Pozostaje tylko współczuć książkowym psom, że musiały trafić do takich właścicieli. Jako jedyni bohaterowie Między nami…mają one fajne i pełne charaktery. Chętnie wypuściłabym je z tej powieści na wolność.

d1fuv25
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1fuv25