Mógłbyś mi opowiedzieć o procesie tworzenia postaci Tiffany? Czy tę bohaterkę wzorowałeś na kimś, kogo znasz?
Matthew Quick: Ludzie pytają mnie o to bez przerwy, na przykład: "Czy znasz kogoś, kto próbowałby przespać się ze wszystkimi w biurze?". Moja nudna odpowiedź brzmi: nie. Myślę, że to, co naprawdę reprezentuje sobą Tiffany, to gwałtowna siła, która zmusza człowieka, żeby spojrzał krytycznie na samego siebie. Pat żyje w świecie iluzji, dobrze widać to w książce - jest zdecydowanie bardziej odrealniony. Po prostu nie chce stanąć twarzą w twarz z prawdziwym światem i to właśnie Tiffany jest tą, która stawia go przed lustrem, żeby na siebie spojrzał. Nawet jeśli Pat zobaczy w lustrze kogoś, kogo nie chciałby oglądać.
Moja żona w ogóle nie przypomina Tiffany. Nie jest tak głośna i apodyktyczna, nie rozkazuje wszystkim, przeciwnie - jest bardzo cicha.
Żyjemy w idealnym związku opartym na wdzięczności i miłości. Alicia wiedziała, że kiedy miałem dwadzieścia lat, nie dawałem z siebie wszystkiego i poniekąd porzucałem marzenia. Zmusiła mnie, żebym spojrzał na życie z innej perspektywy. Wtedy to, w okolicach moich trzydziestych urodzin, odbyliśmy bardzo długą rozmowę o tym, czego chcemy od życia.