„Jesteśmy dziś świadkami, a nawet ofiarami zrywania więzi. Jesteśmy wszyscy mniej lub bardziej dojrzałym owocem rozłamów, które przechodzą poprzez naszą historię. Te pęknięcia idą także pomiędzy nas i – poprzez nas”– mówił ks. Józef Tischner do Polaków mieszkających w Paryżu.
Wydane niedawno przez Znak Rekolekcje paryskie to homilie, jakie wygłaszał nad Sekwaną w latach 80. Najstarsza z nich pochodzi z 1984 roku. Jak nietrudno się domyślić, Tischner koncentruje się w niej na lękach polskiego społeczeństwa mocno poobijanego przez historię. W ostatniej natomiast - z 1991 roku – odnajdujemy jego niepokój o wolną już Polskę. Ale bardziej niż niepokój - zachwyt. „Wracamy. Wracamy z jakimś śpiewem wolności, wracamy obdarci, wracamy podrapani, z rozmaitymi kompleksami, lękami – ale przecież wracamy. My – sobą u siebie”.
Kto w stolicy Francji przez te wszystkie lata przychodzi słuchać nieformalnego kapelana Solidarności? Jak pisze w posłowiu do książki Wojciech Bonowicz : „Oto przed Tischnerem zasiada w ławkach pokolenie stanu wojennego: studenci, emigranci, ludzie, którzy musieli Polskę opuścić, i tacy, którzy nie mogli lub nie chcieli do niej wrócić. Skończył się karnawał Solidarności. Władzy komunistycznej udało się rozbić ruch społeczny, który ją kwestionował. Poczucie klęski jest powszechne; z tego poczucia rodzi się frustracja, bunt i pytanie: co dalej?”
Tischner wygłasza kazania niełatwe, bo i czasy takie. Jednak nie byłby sobą, gdyby nie dawał nadziei. Robi to wciąż analizując pojęcia narodu, ojczyzny. „Jeżeli naród to organizm, to można powiedzieć, że w organizmie tym, dotykając serca, dotykamy tego, co najbardziej ojczyste” - mówi. Innym razem uzmysławia, że „naród to jest przestrzeń wzajemna”, w której nie można rozpoznawać siebie jedynie w klęskach, trzeba także w zwycięstwach. A kiedy indziej pociesza, że „istnieje sfera absolutnie niepodległa wszelkiej przemocy”. Sfera ducha.
Autora Świata ludzkiej nadziei boli, że polskie serca są zaśmiecone licznymi niepokojami. Ludziom o zmęczonych twarzach, którzy do niego przychodzą, nie zapomina więc powiedzieć: „Cenniejsi jesteście niż wróble”. Bardzo brakuje dziś kapłanów, którzy tak rozkładają akcenty. Tischner uparcie szuka słów, które człowieka odbudują, a nie upokorzą. Nie patrzy na niego jedynie przez pryzmat zła, które ten popełnia. Widzi przede wszystkim kogoś, kto z tego zła wychodzi, kto może je zamienić w dobro. Powtarza, że życie byłoby straszne bez cienia wspaniałomyślności.
Sporo mówi o patologii pracy, która według niego jest źródłem frustracji, jakie przeżywają ludzie w Polsce. Zauważa: „totalitaryzm nie tylko zniewala, ale także uwodzi. A uwodzi poprzez legitymizację, jaką proponuje, poprzez usprawiedliwienie swoich roszczeń”.
Filozof wysokiej klasy, a o rzeczach najważniejszych mówi niezwykle prosto. Twierdzi, że w Ewangelii istnieje właściwie tylko jeden grzech: grzech zdrady. I że ze wszystkich historii najważniejsza jest historia naszego serca.
Ksiądz Falenczyk, który zapraszał Tischnera do Paryża, wspominał: „Słuchała go polska sprzątaczka, szukał u niego inspiracji student, dyskusje z nim prowadził profesor Sorbony i cytował go w kazaniach kardynał Lustiger”.
Rekolekcje paryskie zawierają jedne z trudniejszych rozważań, jakie publicznie prowadził autor * Etyki solidarności*. Warto jednak po nie sięgnąć, włożyć w lekturę nieco trudu, by wreszcie może pojąć więcej.
„Ile naszych zamiarów życiowych wzięło już w łeb? – pyta krakowski filozof. - Ile obietnic zamieniło się w mgłę? Ile przyrzeczeń ludziom danych poszło w niepamięć?” A innym razem: „Co po nas zostanie? Po naszej wierze, po naszej nadziei, po naszej miłości”. Dla tych pytań do niego wracam. By mógł mi je zadać. Bym mogła na nie odpowiedzieć.