Masakra sprzed 62 lat zmieniła literaturę faktu. "Z zimną krwią" do dziś budzi kontrowersje
15 listopada 1959 r. dwóch recydywistów wparowało do domu farmera z Kansas, który miał ukrywać fortunę w sejfie. Plan wziął w łeb i doprowadził do brutalnego morderstwa czteroosobowej rodziny. A także do powstania przełomowej książki non-fiction.
Truman Capote po 1958 r. był wielbiony za "Śniadanie u Tiffany'ego". Autor sam uważał tę powieść za punkt zwrotny w swojej karierze i twierdził, że odnalazł w niej nowy styl prozy. Później przez kilka lat odcinał kupony od popularności "Śniadania…". W 1962 r. film o tym samym tytule (choć znacząco różniący się od książki) zdobył pięć nominacji i dwa Oscary, powstał musical, dwie sztuki teatralne, a także serial telewizyjny, który ostatecznie nie trafił na antenę.
Capote nie spoczął jednak na laurach i szukał nowych inspiracji. Odnalazł ją w 300-wyrazowym artykule z "New York Timesa" o brutalnym morderstwie rodziny Clutterów.
15 listopada 1959 r. Herb Clutter, jego żona Bonnie i dwójka nastoletnich dzieci zginęła we własnym domu w Holcomb w stanie Kansas. Herb był dobrze prosperującym farmerem, który wyznawał zasadę, by nie trzymać gotówki w domu. Floyd Wells, który pracował u niego na farmie, a później trafił do więzienia, opowiadał kolegom spod celi o swoim bogatym pracodawcy. I mocno nagiął fakty, twierdząc, że Clutter nie rozstaje się z pieniędzmi, które trzyma w domowym sejfie.
Opowieści współwięźnia podziałały na wyobraźnię Perry'ego Smitha i Richarda Hickocka. Po wyjściu na wolność para recydywistów pokonała 640 km, by zapukać do drzwi bogatego farmera i w łatwy sposób zgarnąć fortunę. Być może, gdyby Clutter rzeczywiście trzymał w domu pieniądze (w rzeczywistości nie miał nawet sejfu), nie doszłoby do tragedii, o której pamięta się do dziś za sprawą książki Trumana Capote pt. "Z zimną krwią"?
Pewnym jest, że Smith i Hickock nie chcieli zostawiać świadków swojej nieudolnej kradzieży. Związali całą rodzinę i zakneblowali. Smith twierdził później, że przekonywał Hickocka, by nie gwałcił 16-letniej córki farmera. Sam jednak poderżnął ojcu gardło i strzelił mu w głowę. Żona, córka i syn zginęli od pojedynczych strzałów ze strzelby.
Opuszczając miejsce zbrodni mordercy zabrali niespełna 50 dol. w gotówce (dzisiejsza równowartość około 500 dol.), przenośne radio i lornetkę. Sześć tygodni później byli w rękach policji, a w 1965 r. wykonano na nich wyrok śmierci.
Historycy zwracają uwagę, że tak brutalne morderstwa nie były niczym nadzwyczajnym w tamtym okresie w USA. O tragedii rodziny Clutterów pamięta się jednak do dziś za sprawą Trumana Capote. Po przeczytaniu artykułu w gazecie udał się na miejsce zbrodni wraz ze swoją przyjaciółką Harper Lee, autorką "Zabić drozda". Krok po kroku prześledził całe wydarzenie. Przeprowadził wywiady i zapisał notatkami tysiące stron.
Jakub Żulczyk: w społeczeństwie brakuje empatycznych odruchów
Praca nad "Z zimną krwią" zajęła mu sześć lat. Kiedy wreszcie się ukazała, Capote został okrzyknięty pionierem gatunku true crime. Powieści kryminalnej, w której autor bada i opisuje prawdziwe morderstwa. W "Z zimną krwią" Capote nie poprzestał bowiem na szczegółowym, dokumentalnym sprawozdaniu z miejsca zbrodni. Skupił się również na psychologicznej analizie morderców. Chciał poznać ich motywacje i zrozumieć sposób myślenia. Było to możliwe dzięki przeprowadzeniu wielu rozmów ze sprawcami masakry.
Co znamienne, Capote nawiązał ze Smithem bliską relację, co wzbudziło szereg kontrowersji. Pisarz dokumentujący całe zdarzenie zaczął się przyjaźnić z mordercą. Niektórzy komentatorzy sugerowali, że obu mężczyzn łączyła relacja natury seksualnej.
"Z zimną krwią" było literackim przełomem, ale wielu krytyków zarzucało autorowi nieszczerość i fabrykowanie opisywanych dowodów czy cytatów. Mimo to książka stała się bestsellerem, która fascynuje kolejne pokolenia czytelników ponad pół wieku po premierze. Książka nie zapewniła jednak Capote'owi upragnionego Pullizera.