Niektórzy marzą o wielkich pieniądzach, inni o sławie, a bohaterka powieści Agnieszki Lis Jutro będzie normalnie chce tylko, by jej życie mogło się wreszcie zamknąć w czterech ścianach własnego małego białego (ewentualnie żółtego) domku. A tu, jak na ironię, nic nie wskazuje na to, by to marzenie miało się kiedykolwiek ziścić. Mobbing w pracy (któż z nas nie miał w pracy takiej koleżanki jak Jolka!), małe, ciasne mieszkanko, wiecznie nieobecny mąż i wtrącająca się teściowa, próbująca zapanować niepodzielnie w królestwie głównej bohaterki – taki jest bilans jest życia, które powoli zaczyna ją przytłaczać.
Gdy już wydawać by się mogło, że przyjdzie się jej załamać pod naporem tak licznych i dokuczliwych niepowodzeń, los zaczyna wyciągać do Małgosi rękę. Nie napiszę w jaki sposób owa hojność losu się objawia, dość powiedzieć, że będzie się działo i będzie to naprawdę hojna ręka! Choć czasem przez tę hojność jest nieco zbyt cukierkowo i naiwnie, to jednak autorka potrafi się w porę opamiętać i wraca do rzeczywistości, doprawiając tę słodycz łyżką dziegciu i nadając większego realizmu opowiadanej historii. Jest to poważna historia opowiedziana lekkim językiem, taka trochę spod znaku Grocholi (ach, ten mały domek!!!), trochę podobna do powieści Moniki Szwai (ach, ten natłok szczęśliwych zbiegów okoliczności!!!), ale bynajmniej nie wtórna. Ciepła, ironiczna, pełna humoru, prawdziwa, wzruszająca.Nie tylko dla rozrywki, znajdzie się w niej również sporo tematów do
przemyśleń, nawet tych głębszych. To taka pozycja, którą czyta się naprawdę przyjemnie, bez wysiłku, w której zostały zachowane idealne proporcje pomiędzy opisami życia osobistego i zawodowego, w której żadne słowo nie jest zbędne.