Powstanie Warszawskie – kolejny romantyczny, skazany na klęskę, polski zryw czy precyzyjnie zaplanowana batalia? W tej kwestii nie ma i pewnie nie będzie jednomyślności. Od lat toczą się spory o sens Powstania.* Jedni uważają, że taką próbę trzeba było podjąć, inni, że cena, jaką przyszło za nią zapłacić, była zbyt wysoka.* Na szczęście nie musimy rozstrzygać w tej sprawie. Gdy jednak przyjdzie nam zabrać głos w dyskusji, warto byłoby wiedzieć co nieco na temat wydarzeń z tamtych sześćdziesięciu trzech dni. Wiedzy na ich temat dostarcza zbiór opowiadań Kanał, autorstwa zmarłego niedawno wybitnego scenarzysty filmowego Jerzego Stefana Stawińskiego. Poza powstańczą trylogią („Godzina >W<", „Węgrzy" i „Kanał"), zawarte są w nim opowieści o powojennych przeżyciach oficera AK – najpierw niemieckiego jeńca, potem członka armii generała Andersa („Ucieczka" i „Casalarga") oraz dramat, który powstał pięćdziesiąt lat po wybuchu Powstania Warszawskiego („Ziarno zroszone krwią"). W tym ostatnim Stawiński odsłania
kulisy konfliktu pomiędzy polskimi oficerami a politykami podczas podejmowania decyzji o jego rozpoczęciu. Pisze o dylematach dowódców i żołnierzy, o klęsce zrywu i poczuciu beznadziei, jakie się po nim pojawiło; o mnożących się znakach zapytania i życiu w ciągłej niepewności. Czytelnicy, którzy wiedzą, że opowiadania są osnute na biografii ich autora, przeżywają opisane w nich historie podwójnie, mimo że on starannie kamufluje ślady swojego uczestnictwa w opisywanych wydarzeniach. Stawiński był oficerem AK, w czasie Powstania ewakuował się kanałami z Mokotowa do Śródmieścia, został wzięty do niewoli i wywieziony do Murnau, wreszcie – wyjechał do Włoch wspierać armię gen. Andersa.
Nie widział w powstańczym zrywie nic romantycznego i nic wzniosłego. Nie lubił martyrologii. Był nią zmęczony. Pewnie dlatego w jego opowiadaniach pobrzmiewa echo słów Lechonia: „A wiosną – niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę". Stawiński ironicznymi uwagami demitologizował historie z lat wojennych. Nie znosił patosu i dlatego nie zgadzał się, by jego pokolenie nazywać pokoleniem Kolumbów. Drażniło go, że Polacy męczeństwa potrzebują jak powietrza. Uważał, że pielęgnowaniem romantycznych mitów przekonuje się młodzież, że trzeba walczyć za wszelką cenę; nawet jeżeli jest się z góry skazanym na bycie „rycerzem przegranych spraw".
Powściągliwość w używaniu przymiotników – to jedna z cech charakterystycznych pisarstwa Stawińskiego.* O doświadczeniu wojennym opowiada krótkimi, prostymi zdaniami, jakby obawiał się, że wszystko co nie jest absolutnie konieczne, osłabi wymowę jego tekstów.* Daremno szukać u niego rozbudowanych opisów stanów ducha ludzi, którym przyszło się mierzyć z Wielką Historią. „Śmierć zwykła rzecz dla żołnierza", „Lepiej umierać, kiedy ktoś kocha" – takimi zdaniami autor Kanału maluje swoich bohaterów, ich nastroje i powagę chwili. Plastyczność tekstów Stawińskiego tłumaczy, dlaczego na postawie jego scenariuszy powstawały największe dzieła Polskiej Szkoły Filmowej.
Pierwsze opowiadanie napisał w latach pięćdziesiątych za namową Tadeusza Konwickiego . To na jego podstawie Wajda nakręcił „Kanał". Inny wybitny twórca – Andrzej Munk zawdzięcza mu scenariusze do „Eroiki", „Człowieka na torze" i „Zezowatego szczęścia". Morgenstern do „Godziny >W<", Kutz do „Pułkownika Kwiatkowskiego"... Można by jeszcze długo wymieniać. W ostatnich latach Stawiński przypomniał o sobie scenariuszem „Jutro idziemy do kina" – pięknego filmu z 2007 r., który zyskał uznanie zarówno w kraju, jak i za granicą.
Do jakich wniosków prowadzi lektura Kanału? Do takich, że bohaterstwo jest bohaterstwem, niezależnie od tego, czy zostaje zmarnowane czy nie. Że tym, którzy giną za marzenia, należy się pokłonić. Ale też, że z przeszłości trzeba wyciągać wnioski, by bohaterstwo nie musiało okazywać się daremne.