Zdaniem Marleny de Blasi kontakt z tradycją kulinarną daje poczucie trwałości świata. Stąd też jej zamiłowanie do wędrówek – tych krótszych i dalszych, ścieżkami dobrze utartymi i całkiem jeszcze dziewiczymi, z wiecznie pustym żołądkiem i dziecięcą ciekawością świata. Już we wstępie zauważa ona, że najlepsza droga dla odkrywania jakiegoś miejsca wiedzie przez jego zwyczaje kulinarne. Rzeczy najciekawsze, jeśli nie dzieją się w łóżku, zwykle zajmują miejsce przy stole. Toteż będzie to książka kucharska, a jednocześnie opowieść o Włoszech – zbiór drobnych wydarzeń, impresji, odkryć i przemyśleń pełnych sentymentu, o kraju, od którego nie sposób ani na chwilę się uwolnić. I rzeczywiście, od Włoch de Blasi uwolnić się nie sposób. Ta pełna ciepłych wspomnień książka, będąca właściwie mozaiką fragmentów luźniejszych i wspaniale się ze sobą komponujących, stanowi niezwykłe studium zachwytu – niegasnącego od lat zachwytu zarówno dla prostoty, życzliwości i uprzejmości tamtejszych mieszkańców, jak i kuchni, w
której do dziś pobrzmiewają echa zamierzchłych czasów, obrzędów i rytuałów.
Abruzja, Apulia, Basilicata, Kalabria, Kampania, Lacjum, Sardynia, Sycylia – oto osiem regionów, których sekrety poznajemy za sprawą świetnie poinformowanej i pełnej pasji przewodniczki. Dzięki niej czytamy o dwóch rywalizujących ze sobą właścicielkach osterii, wpływie piętnastowiecznych zakonnic na sycylijską tradycję cukierniczą, iście pantagruelicznych ucztach, okolicznościach, w jakich makaron wkradł się w łaski neapolitańczyków i przepysznych rybach, hołubionych w Rzymie już od czasów starożytnych. Dowiadujemy się, skąd pochodzą nazwy poszczególnych dań i produktów, poznajemy prawdziwą historię pizzy, symbolikę gotowania dań w ustawionych pośrodku rynku kotłach, czy też tradycję pewnej pierwszomajowej zupy. Kiedy przygotowujemy potrawę regionalną, równie ważne, jak przepis, jest szczere zainteresowanie historią i charakterem kraju – powtarza de Blasi i wiernie zasadę tę wciela w życie. Z zamiłowaniem zadaje więc swoim rozmówcom dziesiątki, jeśli nie setki pytań, po czym opowiada o wszystkim swoim
wiernym czytelnikom, tworząc nie tyle typową książką kucharską, co raczej przepyszną opowieść o południowych Włoszech.
Choć jedzenie w opisywanych przez autorkę krainach różni się od siebie, raz uwodząc łagodnością i delikatnością, innym razem zaś zniewalając ostrymi i wyrazistymi smakami, to spajającym je hasłem jest słynna la cucina povera, czyli kuchnia ubogich. Kuchnia ta, z konieczności korzystająca od wieków z ograniczonej liczby składników, zadziwia swoją prostotą i towarzyszącą jej kreatywnością gotujących. To jednocześnie najlepsza lekcja tego, jak zachować godność w obliczu zatrważającego głodu i niedostatku, jak stworzyć dania niedrogie i niespecjalnie wymyślne, ale nigdy banalne. To dlatego w książce obok dań z krewetek, przepiórek czy bażantów znajdziemy przepisy na rozmaite chleby, warzywne sałatki, a nawet przysłowiowe zupy na gwoździu. Razem – ponad 150 świetnie zapowiadających się propozycji.
Co ważne, przepisom de Blasi towarzyszą nie tylko staranne opisy przygotowania i sposoby podawania dań, ale i zestawy tematów, anegdot i ciekawostek, jakimi raczyć możemy ucztujących z nami gości. Smaki południowej Italii to także swoisty przewodnik, zdradzający nam znacznie więcej, niż zarys tamtejszej historii kulinarnej. Znajdziemy tu fascynujące opisy krajobrazów, od betonowych metropolii po przepiękne, urzekające feerią barw prowincje, a nawet przytłaczające surowością skaliste wybrzeża. Dowiemy się, gdzie zakosztować najlepszej rzymskiej kawy, na jakich targowiskach szukać najwyższej jakości produktów i które z miasteczek słynie z najlepszych indyków. Przeczytamy też o wypiekaniu przepysznych chlebów, zbiorach winogron i oliwek, połowach tuńczyków i homarów, tańcach i tradycyjnych już pogawędkach o błahostkach. Poznamy w końcu historie i zwyczaje pasterzy, kucharzy, rolników – a wszystko to w iście gawędziarskim stylu, który gładko prowadzi nas przez kolejne krainy.
Krewetki duszone w białym winie i koniaku, rzymskie karczochy po żydowsku, mule z pieprzem, ciasto bakłażanowo-czekoladowe, złoty omlet z dzikimi szparagami i miętą, mus pigwowy, biały królik w miodzie, placki z białej fasoli, lody arbuzowe, przepiórka gotowana w winie na gałązkach dzikich ziół, pierożki z jagnięciną, pieczony bażant – oto zaledwie garstka z imponującej kolekcji dań, proponowanych nam przez autorkę. Obok tak klarownie prezentujących się nazw znajdziemy tu także egzotycznie brzmiący los Persefony, cytrynowe westchnienia, owsiankę Horacego, chleb kołysankowy, udko panny młodej, potrawkę żony winiarza czy makaron à la uliczny sprzedawca. A wszystko to przeplecione fascynującymi historiami, ukazującymi nam Włochy, jakich dotąd nie znaliśmy. Po pozycję powinni sięgnąć zatem nie tylko pasjonaci kulinarnych wyczynów, ale i miłośnicy powieści de Blasi, doceniający czar Tysiąca dni w Wenecji , Tysiąca
dni w Toskanii czy Tysiąca dni w Orvieto , uznanych w Polsce za pozycje bestsellerowe.
Na końcu książki czeka nas także mała niespodzianka – otóż zamieszczono tu podsumowujący słowniczek, serwujący nam kolejny zestaw kulinarnych informacji. To stąd dowiemy się, która szynka zyskała największą renomę, skąd swoją nazwę wzięło najmocniejsze wino Włoch, dlaczego pewna oliwa nazywana bywa świętą, i wiele, wiele innych. Jeden zarzut do książki mieć jednak można, a nawet wypada. Otóż wielkim przewinieniem jest tak skromne wydanie, w którym brak zdjęć proponowanych potraw. Owszem, wymyślne czcionki, jakimi zapisywane są rodowite nazwy dań oraz niewielkich rozmiarów rysunki, ozdabiające co poniektóre kartki, podnoszą wizualny poziom publikacji, ale o ileż apetyczniej prezentowałaby się książka, wzbogacona o kolorowe fotografie! A tak, pozycja ta – choć pełna autentycznej miłości do kuchni i obiecujących przepisów – pozostawia znaczny niedosyt.