Trwa ładowanie...
recenzja
28-05-2010 17:55

Mario: Chciałbym, by moje ciało po śmierci posłużyło do celów fantastyczno-naukowych!

Mario: Chciałbym, by moje ciało po śmierci posłużyło do celów fantastyczno-naukowych!Źródło: Inne
d42asyv
d42asyv

Życiorysem autorki można by obdzielić kilka osób, albo nakręcić na jego podstawie film. Banał, ale najbliższy prawdy. Nie będzie to film najeżony przygodami, upstrzony nagłymi zwrotami akcji, obraz bogaty we wrażenia z gatunku hard. Choć takie wątki pojawiają się w biografii Mian Mian, życiorys jej jest o tyle ciekawy, że rozgrywa się w ciekawych czasach. Fascynujących. Nie tylko dla badaczy przemian gospodarczych w ChRL. Panda Sex. Dla wyjątkowych podróżnych to nie * Cukiereczki* – Mian Mian w wywiadach wyraźnie podkreśla, że napisanie drugiej takiej książki to byłoby literackie samobójstwo. To nie cukiereczki, a mimo to smakuję tę książkę jak żadną inną powieść o Szanghaju. I miłości.

Chińskie media podkreślały (6 lat temu, gdy książka wyszła), że autorka-skandalistka dojrzała, czy wręcz odnalazła dojrzałość po okresie „niedojrzałości" naznaczonym narkotykami, alkoholem i innymi atrakcjami. * Cukiereczki* były niszczone, zakazywane, odsądzane od czci i wiary – recenzenci pisali, że książka jest świadectwem duchowego brudu. Publicznie palono egzemplarze, a równocześnie powstawały tysiące nielegalnych kopii książki, która pokazywała ciemną stronę nowoczesności. Zdeprawowaną, eksperymentującą. Znam sporo ludzi, których wspomniana książka oczarowała, ja jednak od * Cukiereczków* wolę najnowszą książkę Mian Mian. Żadna z jej powieści nie jest słodka, ale Panda Sex ma sporo słodyczy, nie mając zupełnie lukru.

Łapię się na tym, że podczas lektury zaznaczam sobie fragmenty, zaginam rogi stronnic, by łatwiej wrócić do pewnych zdań. Takich niesamowitych. I proszę mi wierzyć, że obserwacje z tej książeczki są niesamowicie mądre, ciekawe i piękne, ale nie mają nic wspólnego z mądrością, ciekawością i pięknem zdań u Paolo C. Tym chętniej je sobie zaznaczam. Z tą miłością nie jest łatwo. W literaturze wszelakiej jawi się niby ta zajechana kobyła, zajeżdżana od wieków, a jeszcze żywa, jeszcze dychająca. Ale ileż można męczyć biedne zwierzę? I czytając tę książkę, mam wrażenie, że można jeszcze dużo, a pisanie o miłości nie polega na zajeżdżaniu kogokolwiek (czegokolwiek), ale na doświadczaniu, przeżywaniu, przemyśliwaniu i wyciąganiu wniosków. Rzadko się zdarza, by ktoś tak pięknie i dobitnie pisał o byciu razem. To bycie razem to ciągłe odkrywanie siebie, szukanie własnych indywidualnych sposobów na okazywanie czułości – stworzonej tylko dla siebie i własnego partnera, uczenie się drugiej osoby. Oraz – nieco
bardziej kontrowersyjnie –
przeżywanie uczucia w ten pokręcony sposób, który z jakiegoś powodu każe decydować się na związek otwarty, tolerować, coś, co wedle mojej definicji spełnia kryteria zdrady. Tam to się nazywa związek otwarty, co mnie nie przekonuje – w samej treści zjawiska, a jednocześnie sposób opisu tej specyficznej relacji, próba jej analizowania uważam za bardzo trafny. Trafny, co nie znaczy, że w pełni przekonujący. Można na siłę wytyczyć fabułę i głównych bohaterów, można też tak: śmierć – dochodzenie, podejrzani. Tylko po co? Ta książka składa się z impresji, a chronologia jest taka, że mogłoby jej nie być. Zwykle tego nie lubię, ale w tym przypadku lubię.

Każdy przewodnik po Chinach wspomina o Szanghaju, wymieniając populację, położenie, fakt, że miasto rozwija się dzięki specjalnej strefie ekonomicznej, ulgom podatkowym i wysokiej atencji rządzących, że jest gospodarczą stolicą Chin, że łączy Chiny z Zachodem. I jeszcze super szybka kolej. Bardziej radykalne głosy mówią o mieście, w którym blichtr nowoczesności walczy o lepsze z pozostałościami tradycji. To nie jedyne opinie, bo gdy się dobrze źródłom przyjrzeć, można wyszperać publikacje, które nie mają nic wspólnego z analizami ekonomicznymi, czy peanami na cześć architektury; te publikacje wspominają o klimacie, atmosferze, klubach, zabawie, dekadencji, nadmiarze, przesycie - które to fascynują przybyszów, którzy jeszcze nie zasmakowali takiego życia i tych, którzy czerpią z niego garściami, ustami, wszelkimi zmysłami. Że wciąga jak wir, że ubezwłasnowolnia, że uczy innego spojrzenia na świat, że ma zdolność wywoływania iluzji; taki ponoć ten Szanghaj. I jeśli ktoś ma ochotę na opisy – te bardziej
naturalistyczne - odsyłam do wspomnianych już * Cukiereczków*. W ostatniej książce Mian Mian Szanghaj ujawnia się w szczegółach, w klimacie, w rozmowach ze świata po prostu innego od tego wszystkiego, co znane, oswojone, zasmakowane. I jeśli kiedykolwiek, pod wpływem książek i opowiadań, usiłowałam sobie jakoś materializować to wszystko, co tworzy ten specyficzny Szanghaj niekoniecznie z przewodników, to w tej książce to jest. Nie bez powodu bohaterów spotykamy w obrębie Bundu - symbolu kosmopolitycznego miasta. Bund uosabia to wszystko, o czym piszą autorzy podkreślający niezwykłość miejsca, harmonijne współgranie statecznej tradycji z rzeczywistością tu i teraz ozdobioną szklanymi wieżowcami.

d42asyv

Czytanie powieści przez pryzmat życia autora to (zwykle) droga donikąd, ale ja wiem, że tymi drogami, którymi podążają bohaterowie szła także autorka. Prywatnie - dj, performer, autorka widowisk, projektantka imprez, twórca offowych filmów – tuż po debiucie. Jeśli ktoś – jakiś podróżny szuka przewodnika po dekadenckim, nieujarzmionym Szanghaju, to z takim przewodnikiem na pewno się w Szanghaju zagubimy. I o to przecież chodzi. Artyści, twórcy, znawcy, koneserzy, eksperymentatorzy, dziwacy – interesują mnie z całkiem oczywistego względu, nazwijmy to, antropologicznego. Lubię sobie na nich popatrzyć. I naprawdę bardzo polecam się przyjrzeć temu środowisku. My takiego nie mamy, a jeśli mamy, to w odrobinę innej formie i atmosferze. Lektura prozy Mian Mian to niezwykle ciekawe doświadczenie kulturowe.

Miłość wraca na kartach niestrudzenia, ale również – w ciekawej formie. Wyobraźmy sobie ludzi wedle takiego opisu: „Są bardzo bojaźliwą parą kochanków. Wciąż się obawiają, że nie będą potrafili dać szczęścia temu drugiemu. Żadne z nich nie ma w sobie wiele radości, więc jak tu obdzielić nią drugą stronę?" Już wiadomo, że nie będzie cukierkowo, ale na pewno będzie inspirująco. Tak chyba powinno się pisać o związkach, które próbują funkcjonować w tych niezwykle skomplikowanych czasach. Tak skomplikowanych, że trzeba uważać na szalejącego wirusa, który sprawia, że ludzie upodabniają się do pand, będących w stanie jedynie dwa razy w roku kochać się.

d42asyv
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d42asyv