Trwa ładowanie...
recenzja
26 kwietnia 2010, 16:18

Malarz i strażak, czyli opowieść o pochodzeniu zła

Malarz i strażak, czyli opowieść o pochodzeniu złaŹródło: Inne
d1zsdt6
d1zsdt6

Wszystko zaczyna się ciekawie, bo od pogrzebu. A w zasadzie od pogrzebu, tajemniczego włamania do domu nieboszczyka i dziwnej pocztówki wysłanej tuż przed śmiercią do przyjaciela. Adam jest malarzem marynistycznym – maluje łodzie, okręty i inne portowe atrakcje. Poza talentem plastycznym, posiada jeszcze kapryśną kotkę i żonę w typie Cruelli De Vil, tyle że w przeciwieństwie do wielbicielki małych dalmatyńczyków, żona jest chodzącą pięknością. Nie dziwi zatem, że artysta jest mężczyzną wrażliwym, delikatnym, subtelnym i… wyjątkowo miałkim. Nie zwraca również zbyt wiele uwagi na oczywisty od pierwszych stron książki na fakt, że od dawna jest rogaczem jakich mało. Nic to! Dla niego naprawdę liczą się w życiu tylko dwie osoby: Jack, zmarły na raka strażak oraz Alison, niegdysiejsza dziewczyna, również martwa. Fakt, że oboje nie żyją nie wpływa, co zrozumiałe, pozytywnie na głównego bohatera. Nie trzeba więc długo czekać na przepełnione smutkiem i melancholią monologi wewnętrzne, w których obwinia się on za
śmierć obojga, co oczywiście do prawdy ma się nijak.
Wyrzuty sumienia nakazują mu jednak nie tylko wypełnić ostatnią wolę przyjaciela i roztoczyć opiekę nad samotną wdową, ale także zbadać pozornie tylko zwykłą przyczynę śmierci strażaka. I wówczas wszystko zdaje się rzucać Adamowi kłody pod nogi, co – przyznaję – może sprawić czytającemu niemałą satysfakcję, biorąc pod uwagę nijakość postaci. Zaskakująco szybko (mniej więcej w połowie książki) bohater odkrywa, gdzie pomysłowy strażak ukrył list, w którym wyjaśnia, dlaczego czuł się szpiegowany, dlaczego go zamordowano (tak!). Naturalnie, ktoś – nie wiadomo jeszcze, kto, ponieważ jesteśmy dopiero w połowie tekstu, a na temat takich rzeczy w połowie tekstu można jedynie spekulować – za tym niewątpliwie stoi. Powyższe zdania nie zawierają ani krzty ironii pod adresem portowego artysty – jego przewrażliwiony kolega tak usilnie szyfrował wiadomości, że zadziwia sama możliwość zrozumienia i odkrycia tego, co nieboszczyk w ogóle miał na myśli.

Nie brak w Ogniu i wodzie rozwiązań fabularnych zaczerpniętych wprost z poprzedniej książki Rowson, a mianowicie wątku ukrywającej zakazany sekret pięknej „dziewczyny z sąsiedztwa”, która pojawia się nagle i od razu okazuje ogromne zainteresowanie domorosłym detektywem, a on – zaskoczony i mile połechtany niewinnym flirtem – nie zauważa jej oczywistego udziału w całej sprawie. Czy trzeba czegoś więcej? Gdyby jednak czytelnik miał poczuć niedosyt, jest jeszcze wątek zdradzieckiej żmii, czyli żony oraz wstrętnego starszego brata, który jak diabeł z pudełka pojawia się w życiu bohatera i chce go zwyczajnie wykiwać, jak to tacy podli starsi bracia mają w zwyczaju. Żona i brat wiją się w namiętnym uścisku, podczas gdy malarz prowadzi ryzykowne śledztwo i kilka razy o mały włos nie zostaje za swą dociekliwość zabity. Trop prowadzi w przedziwne rejony, rozwiązanie zaś przypomina trochę filmy z gatunku „zaufaj mi i w nogi!”. Nie mogło zabraknąć także „tego złego”, który monologuje na temat natury ludzkiej,
chciwości, niesprawiedliwości i tego wszystkiego, co w podobnych sytuacjach mówi czarny charakter. Aż łezka kręci się w oku, bo przypomina to w pewnym stopniu filmy z agentem Bondem, z tą jednak różnicą, że zamiast Rogera Moore’a mamy artystyczną niedojdę. Reszta pasuje prawie jak ulał: pozornie zwykłe wydarzenie okazuje się pretekstem do odkrycia skandalicznej tajemnicy, w którą uwikłani są wysocy urzędnicy państwowi, Astona Martina zastępuje motocykl, a na obowiązkową obecność dwóch pięknych kobiet – tej dobrej i tej złej – też nie można narzekać. W gruncie rzeczy Rowson powiela kilka pomysłów z poprzedniej książki – dla kogoś, kto czytał Uwikłanego obecna opowieść może być pod tym względem bardzo rozczarowująca. Nie spoglądając przez pryzmat innych tekstów autorki, Ogień i woda to niezła lektura, napisana lekko i sprawnie: w sam raz na podróż albo popołudnie. Bez fajerwerków, ale całkiem ciekawie.

d1zsdt6
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1zsdt6

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj