Spektakularne odkrycia archeologiczne to nie tylko wspaniały materiał badawczy dla naukowców, ale także znakomity news dla światowych mediów oraz pożywka dla rozmaitych teorii w stylu Ericha von Dänikena. Znaleziska takie mogą być również inspiracją dla twórców powieści sensacyjnych, tak jak odkryty w Göbekli Tepe tajemniczy kompleks sakralny posłużył Tomowi Knoksowi za punkt wyjścia mrożącej krew w żyłach fabuły Sekretu Genezis. Niewątpliwie początek tej powieści jest całkiem obiecujący, gdyż autor skutecznie przykuwa uwagę czytelników dzięki temu, że umiejętnie przeplata dwa intrygujące i bardzo różniące się wątki. W pierwszym z nich Rob Luttrell, korespondent zagraniczny „Timesa”, wkrótce po przybyciu do Göbekli Tepe przekonuje się, że badania archeologiczne mogą być nie tylko fascynujące, ale i niestety niebezpieczne. Okazuje się bowiem, że odkrycie tajemnicy sprzed wieków jest najwyraźniej komuś tak bardzo nie na rękę, że zarówno ekipie badaczy, jaki i głównemu bohaterowi zagraża realne
niebezpieczeństwo... Równolegle możemy obserwować śledztwo angielskiej policji w sprawie serii okrutnych zabójstw, których sprawcy prawdopodobnie wzorowali się na różnych sposobach składania rytualnych ofiar z ludzi, które były charakterystyczne dla wielu dawnych kultur. Ujęcie zabójców jest o tyle utrudnione, że nie pozostawiają oni po sobie praktycznie żadnych śladów, a ich motywy też są nieznane, gdyż na pierwszy rzut oka zamordowanych nic nie łączyło...
Jak łatwo przewidzieć, dwa toczące się równocześnie wątki w pewnym momencie muszą się połączyć - i niestety nie wyszło to Sekretowi Genezis na dobre. Po pierwsze epatowanie okrucieństwem przy kolejnych opisywanych morderstwach wcale nie buduje atmosfery napięcia i zagrożenia, lecz jedynie wywołuje u czytelników poczucie obrzydzenia i niesmaku. Po drugie Tom Knox za wszelką cenę starał się, by zwroty akcji były zupełnie nieprzewidywalne. I trzeba przyznać, że to akurat mu się udało, tyle że fabuła straciła resztki wiarygodności. Co gorsza momentami ma się wrażenie, że poszczególne elementy tej fabularnej układanki zostały do siebie dopasowane trochę na siłę, bo autorowi zabrakło lepszych pomysłów. Odbioru powieści nie poprawiają też różne pseudonaukowe teorie serwowane czytelnikom w Sekrecie Genezis, ale to jeszcze można złożyć na karb konwencji gatunku. Czarę goryczy przepełnia natomiast kiepskie zakończenie - nie sposób zrozumieć determinacji postaci rywalizujących o odkrycie tajemnicy Göbekli Tepe,
jeżeli po poznaniu tytułowego sekretu naprawdę trudno sobie wyobrazić, czemu jego ujawnienie miałoby wstrząsnąć całym współczesnym światem.
Niestety Sekret Genezis to pozycja jedynie dla zagorzałych fanów gatunku, którym nie będzie przeszkadzać to, że interesujący pomysł na wykorzystanie w fabule jednego z bardziej spektakularnych odkryć archeologicznych ubiegłego wieku nie został przekuty w barwną i do końca przemyślaną historię. Zdecydowanie zaś jest to lektura tylko dla czytelników o mocnych nerwach, gdyż bogate w detale opisy bestialskich morderstw mogą wręcz przyprawić o odruch wymiotny. Pozostałe osoby zainteresowane Göbekli Tepe niech lepiej sięgną więc po jakiś artykuł popularnonaukowy, a nie po powieść Toma Knoksa.