Świetna pisarka, znakomite recenzje, przykuwająca uwagę okładka i urocze zakłamanie – pierwszych trzech tez potwierdzać raczej nie muszę, w przypadku ostatniej przynajmniej by wypadało. Otóż poza tytułem żaden pałac w książce nie występuje, a centrum wydarzeń stanowi kamienica, jakich w Stambule tysiące. Pcheł na szczęście też w niej niewiele, za to smrodu aż nadto. A i na całą historię należy mocno uważać, bo przecież może okazać się, że nigdy miejsca nie miała i jest co najwyżej zwyczajnym wymysłem autorki – ot, literacki manewr w stronę nieuświadomionego i pełnego nadmiernej ufności czytelnika. Ale może się też zdarzyć, że i narrator gra nie do końca uczciwie, że co nieco przeinaczył, czasem przemilczał, a może powiedział zbyt wiele. I pod żadnym pozorem nie należy odbierać tego jako potencjalnych zarzutów w kierunku tej fenomenalnej powieści – to raczej jeden z wielu składników, które złożyły się na ten pisarski sukces Şafak. Bo jeśli gdzieś mogą zaistnieć historie tak niesamowite i bohaterowie tak
intrygujący, to tylko tu albo nigdzie, a uściślając – tu, nie gdzie indziej.
Za powieść tę nie sposób wziąć się od początku czy nawet od końca. Możną ją ugryźć co najwyżej od środka, by przytoczyć tylko te treści, które dla czytelnika mogą okazać się najistotniejsze, a jednocześnie nie na tyle zdradliwe, by obnażyły ją z największych atutów. I tak wypada zdradzić, że pałac, o którym tu mowa, wybudowano na miejscu dwóch cmentarzy – muzułmańskiego i ormiańskiego, zlikwidowanych wyłącznie w celu pozyskania terenu. Co ciekawe, budowę tę zlecił człowiek wiekowy, emigrant, któremu dane było przeżyć okrągłe sto lat i przed śmiercią powrócić do żony, którą choroba psychiczna na długie lata zamknęła w murach kliniki psychiatrycznej. A żona ta należała do ludzi, jakich nie spotyka się zbyt często – otóż miała ona rzadki dar postrzegania świata w kolorach i fakt ten stał się główną przyczyną jej wiecznej niechęci do Stambułu, którego barwy nigdy nie była w stanie zidentyfikować. Poza tym Agrypina była kobietą raczej przeciętną, która wraz ze swoim zaokrąglającym się brzuchem została przez
autorkę zdefiniowana jako zgrabniutkie, idealne zero. To dla niej mąż zdecydował się jednak porzucić Francję i powrócić do Stambułu, by wybudować tam dom, w którym mogliby spędzić swoje ostatnie dni. Po śmierci obojga kamienica została oddana pod wynajem, zaś zamieszkujący ją lokatorzy przewyższali siebie nawzajem oryginalnością przywar i skomplikowaniem losów. I tak wśród mieszkańców znaleźli się bracia bliźniacy, rozdzieleni w dzieciństwie i połączeni po latach wspólną pasją fryzjerską, tajemnicza Błękitna Kochanka ze swoimi skłonnościami do samookaleczeń, sześcioletni Muhammet, który spośród ośmiuset czterdziestu ośmiu uczniów całej szkoły był niestety najmniejszy, nieco wykolejony Sidar, który nie potrafił sobie poradzić z żadną rzeczą, która występowała w dwóch egzemplarzach, Tiżen – fanatyczna zwolenniczka porządków, od czterech miesięcy nie opuszczająca domu w obawie przed czyhającymi na nią zarazkami, rodzina Ognistych, których kanarek uparł się, żeby nigdy nie zaśpiewać, Madame Babcia, która
mimo majestatycznej postawy i sędziwego wieku raz w miesiącu farbowała włosy na platynowy blond i wielu, wielu innych. Ich perypetie, na przemian zabawne i tragiczne, zawsze jednak tak samo intrygujące, składają się na barwny opis przeciętnej kamienicy, w której każdy z lokatorów sam dla siebie stanowi pępek świata, a jednocześnie czuje silną więź z pozostałymi. Nawet, jeśli tą więzią okazuje się niemożliwy do wytrzymania i nieuchwytny do zlokalizowania smród.
Z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że Elif Şafak technikę pisarską opanowała do perfekcji. Rzadko kiedy ma się do czynienia z fabułą skonstruowaną aż tak wielowarstwowo, a jednocześnie fascynująco i klarownie, z tak oryginalnie ukształtowanymi osobowościami bohaterów (odmiennymi i pociągającymi zarazem) i sposobem opowiadania tak wiarygodnym i porywającym, że każda próba oderwania się od książki wydaje się wręcz niemożliwa. Dlatego też w zupełności zgadzam się z Orhanem Pamukiem, zdaniem którego Şafak należy określić mianem najlepszej tureckiej pisarki ostatniej dekady. To za jej sprawą tureckie pisarstwo dochodzi do głosu, urzekając historiami rodem z Baśni z tysiąca i jednej nocy i zajmując czołowe miejsca na światowych listach bestsellerów. Pchli pałac nie jest opowieścią, jakich wiele, sprowadzającą się do zaprezentowania przeciętnej historii przeciętnych ludzi. To raczej wielkomiejska saga, w sposób magiczny przedstawiająca Stambuł i jego mieszkańców, osnuta wokół wątku tyleż
odrażającego, co intrygującego, do ostatnich stron nie ujawniająca swojej największej tajemnicy... Podsumowując – majstersztyk gatunku.