Egipt to ostatni kraj, w którym wszyscy jeszcze byli razem. Dziadkowie i babcie, weseli wujowie i stare ciotki, kuzyni, stuletnia prababcia, bibeloty i walizki z nalepkami z odległych krajów, dywany i filiżanki. Aleksandria żyła innym rytmem, w latach pięćdziesiątych trwały tam jeszcze lata co najwyżej dwudzieste. Tempo życia odpowiednie dla rodzinnego plemienia, które opuściło nieprzyjazną Turcję, aby po krótkim flircie z ekstremalną nowoczesnością, czyli gremialnej przeprowadzce do Japonii (pięćdziesięcioletni wujowie uczyli się pilnie nie tylko tajników nowej dla siebie branży – samochodowej, ale i języka kraju kwitnącej wiśni)
, osiąść w wielonarodowej, wielojęzycznej Aleksandrii. Rodzina małego André w swej odwiecznej wędrówce wokół Morza Śródziemnego wlokła za sobą niezmienne walizki, dywany i filiżanki, za to wciąż zmieniały się języki, nazwiska i życiorysy. Domowym językiem sefardyjskich Żydów był ladino – staroświecki hiszpański, pamiątka z piętnastego wieku, z aleksandryjską socjetą rozmawiało
się śródziemnomorską wersją włoskiego, francuskiego, angielskiego, greki. Ze służbą – po arabsku. Druga wojna ominęła Aleksandrię szerokim łukiem, echa Holocaustu nawet do niej nie dotarły, dopiero w latach sześćdziesiątych Egipt okazał się złym miejscem dla Żydów. Wtedy rozpierzchli się wszyscy – wujowie do Włoch i Anglii, stare ciotki na paryskie poddasze, mały – duży już André jest w Ameryce i pisuje po angielsku o Prouście, tylko dziadkowie pozostali w swych grobach w egipskiej ziemi.
Wyjście z Egiptu to pisana z talentem i miłością opowieść o rodzinie i świecie, który zniknął bezpowrotnie – o wielonarodowym i wielokulturowym Śródziemiomorzu u zbiegu Azji i Północnej Afryki, dziś podzielonym nie tylko granicami państw, ale nieprzenikalnymi barierami religii, języków, wojen i historii. André Aciman jest cudownym gawędziarzem, wrażliwym na smaki, zapachy, barwy, smaczki i paradoksy. Książka jest też galerią wyrazistych portretów – rodziny, przyjaciół, sąsiadów, nauczycieli, domowej służby, i wspomnieniem Aleksandrii godnej swego imienia.