Trwa ładowanie...
recenzja
12-11-2010 11:40

Made in America

Made in AmericaŹródło: Inne
d1hu0wm
d1hu0wm

Anna żyje w Ohio, jest gruba i ma trądzik. Tak zarysowana postać stwarza wiele możliwości – zwłaszcza, gdy przemieścimy ją do Nowego Jorku, odchudzimy na diecie z tofu i wzbogacimy o przystojnego chłopaka. Gitty Daneshvari – autorka kąśliwej powieści o piętnie obżarstwa – w dość bezceremonialny sposób kontestuje amerykański sen o modzie, urodzie i wielkomiejskim high-life’ie. Równocześnie sama powiela schematy, opierając fabułę na uproszczonym obrazie nowojorskiej socjety oraz motywie Dobrych Wróżek, które chronią nieatrakcyjne prowincjuszki przed groźbą staropanieństwa. Efekt finalny, uzyskany niezbyt wyszukanymi środkami i w oparciu o dość mgliste przesłanki, budzi sprzeczne emocje. Anna w Nowym Jorku, czyli życie z (ob)ciachem balansuje bowiem na krawędzi błahej powiastki i krzykliwego czytadła, w którym dużo pikanterii – jednak trochę za mało realizmu.

Problem szeroko pojętej nieatrakcyjności, związanych z nią kompleksów i ich negatywnego wpływu na całe dorosłe życie, autorka podbudowuje grubą warstwą humoru graniczącego z absurdem. Komizm treści jest podstawowym czynnikiem uatrakcyjniającym fabułę, jednak miejscami wykracza poza ramy dobrego smaku. Pierwsza część książki – poświęcona młodzieńczym latom głównej bohaterki, zmagającej się z własnym obżarstwem – jest w swej obrzydliwości wręcz hipnotyczna. Ciężko oderwać się od kolejnych opisów, tworzących radykalny obraz pokolenia współczesnych Amerykanów uzależnionych od „śmieciowego żarcia”. Daneshvari rezygnuje z półśrodków, prezentując problem otyłości w sposób maksymalnie naturalistyczny. Zabieg ten traci jednak na wiarygodności w miarę pojawiania się kolejnych udziwnionych wątków – masturbującego się brata Anny, jej matki ogarniętej obsesją na punkcie azjatyckiej kochanki męża czy nowojorskiej szefowej od cateringu, która staje się Dobrą Wróżką głównej bohaterki, bo sama była kiedyś gruba.
Autorka rozpatruje bardzo aktualny, szeroko komentowany i niewątpliwie poważny temat, oblekając go w formę telewizyjnego sitcomu. Zastosowanie lekkiej, komediowej konwencji wpływa rzecz jasna na szybkość czytania i ogólną „przyswajalność” treści – pozostawia jednak wrażenie pustoty i banalności przesłania.

Anna w Nowym Jorku, czyli życie z (ob)ciachem to powieść na wskroś amerykańska – w skrajnie stereotypowym wydaniu. Przygody głównej bohaterki odsłaniają przed czytelnikiem całą gamę narodowych przywar i słabostek, generujących w świadomości nie-Amerykanów obraz codzienności „made in USA”. Daneshvari kontrastuje kwitnący biznes fast foodów z wielkomiejską modą na odchudzanie, opisuje zawrotne tempo życia w metropoliach oraz mechaniczny tryb randkowania, znany z kadrów „Seksu w wielkim mieście”. Sporo w tej książce wystudiowanych chwytów „filmowych” – mamy oto niecodzienny romans brzyduli i pięknisia, mamy zamanifestowaną swobodę seksualną, mamy niewiarygodne sytuacje z potencjałem komediowym, a w tle nieznośnych krewnych z amerykańskiej prowincji. Ta plastikowa otoczka trącąca banałem kłóci się z wyraźnym zamysłem demaskatorskim, który przejawia autorka w drążeniu problemu powierzchownego traktowania ludzi. Rzeczywistość rodem z ilustrowanych magazynów dopełnia jednak charakteru książki – miejscami
agresywnie wymownej, kiedy indziej skrajnie niedorzecznej i tandeciarskiej. Ciężko stwierdzić, ile w tym świadomego ironizowania, a ile zwykłej nieporadności pisarskiej. Jeśli jednak stereotypowe potraktowanie tematu było zabiegiem celowym, stanowiącym rodzaj kpiarskiego komentarza wobec amerykańskich paradoksów – autorce należą się słowa uznania. Za dystans do rodzimej mentalności i satyryczny pazur w formułowaniu sądów.

Powieść Gitty Daneshvari jest nieco dwuznaczna, zważywszy na wagę tematu i dość niepoważny sposób jego ujęcia. Lektura do pewnego stopnia bawi – nie można bowiem odmówić autorce zręczności w komponowaniu pikantnych dialogów i kuriozalnie przejaskrawionych postaci. Jednak od przyziemnego komizmu do nieudolnego komedianctwa niewielka droga. Potyczki Anny (zwanej niegdyś „Misiem-Upiornym Pulpetem”), a także motyw niecnego planu pomniejszenia atrakcyjności zbyt ładnego partnera sytuują się gdzieś pośrodku. Trochę szkoda, bo pełna skrajności i przeciwieństw, ogarnięta żądzą obżarstwa i obsesją odchudzania Ameryka stanowi wdzięczne pole do kpin wyższego kalibru. Po skończonej lekturze *Anny w Nowym Jorku, czyli życia z (ob)ciachem *pozostaje pewna doza niesmaku i cisnące się na usta pytanie – ile w tym winy absurdalnej wymowy ogólnej, a ile samego tematu.

d1hu0wm
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1hu0wm