Trwa ładowanie...
recenzja
16-07-2014 15:46

Machiavelli miłości

Machiavelli miłościŹródło: Inne
d1h7g6i
d1h7g6i

Nowe wydanie „Niebezpiecznych związków” przyjęłam z wielkim, pozytywnym zaskoczeniem. W ogromnej masie nowości przepełniającej księgarnie trudno znaleźć wznowienie książki sprzed kilkudziesięciu lat, albo powieść sprzed lat stu nie będącą szkolną lekturą. A co powiedzieć o powieściach sprzed lat dwustu? Z końca XVIII wieku? Któż jeszcze mógłby je czytać, oprócz literaturoznawców i filologów? Dramaty i poezja bronią się dłużej, odświeżane nowymi przekładami, nowymi inscenizacjami, a dawna proza coraz szybciej odchodzi w niepamięć. Z tamtej, odległej epoki przychodzą mi na myśl tylko dwa tytuły, które są wiecznie młode, opierają się upływowi czasu: „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego i właśnie „Niebezpieczne związki” Pierre’a Choderlos de Laclos.

Powieść tę filmowano i adaptowano wielokrotnie, w wersji kostiumowej, w realiach lat pięćdziesiątych, nawet (o, tempora!) w scenerii amerykańskiego liceum („Szkoła uwodzenia”). Powszechnie zatem wiadomo, że główna bohaterka, demoniczna markiza de Merteuil, nie używając czarów ani magicznych eliksirów, samą tylko diaboliczną inteligencją zamienia bliskich sobie ludzi w bezwolne (do czasu!) marionetki. Wszyscy oni, bardziej czy mniej wyrafinowani, biegli w sztuce uwodzenia i miłosnych kontredansów, chcąc czy nie chcąc, biorą udział w twardej, bezwzględnej grze o władzę, dominację i zemstę, która okaże się, jak powiedzielibyśmy dzisiaj, grą o sumie niezerowej.

Dziś, nudząc się wieczorami, manipulujemy i zdobywamy, używając wirtualnych awatarów. Osiemnastowieczni Mistrzowie Gry posługiwali się prawdziwymi ludźmi, którzy mieli tylko jedno życie. O tym opowiadają „Niebezpieczne związki”. Pięcioro głównych bohaterów wiąże sieć arcyskomplikowanych relacji, a przyglądamy się im ze zmiennego punktu widzenia, bo „Niebezpieczne związki” są powieścią epistolarną, czyli zbiorem listów, co okazuje się formą idealną do zwierzeń, ale też i do przemilczeń, do snucia planów i odgrywania ról. Książka, która przez ponad stulecie była uważana za owoc zepsucia i dekadencji, ukazuje nieoczekiwanie rozległą skalę miłosnych uczuć i doznań.

W czasach, gdy wznowienia klasyki ukazują się zwykle w nowych tłumaczeniach, często nie dlatego, że lepsze jest wrogiem dobrego, ale że nowe jest wrogiem starszego, tym bardziej docenić należy, że „Niebezpieczne związki” wznowiono w cudownie dającym się czytać, kanonicznym przekładzie Tadeusza Boya-Żeleńskiego z 1912 roku i z jego też przedmową, której dziesięć stroniczek jest warte całego tomu o obyczaju i literaturze epoki.

d1h7g6i
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1h7g6i

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj